To już ostatni post o Normandii i będzie on bardzo długi i dużo będzie zdjęć, więc dla wytrwałych! Ale nie mogę nie napisać o tym niezwykłym miejscu :), a mianowicie o ogrodach Moneta w Giverny. Oglądałam dom, w którym żył ten malarz i ogród, który uwiecznił na swoich obrazach. Biorąc pod uwagę, że z jego obrazów znamy także Etretat, które to pokazywałam już w tym poście KLIK, jak również katedrę w Rouen, którą również zwiedzałam, choć już nie pokazywałam, to było to w pewnym sensie dopełnienie, domknięcie tej podróży.
Dom piękny, wypełniony kopiami obrazów nie tylko zresztą Moneta, ale także innych impresjonistów, bo to w końcu koledzy byli. Jednak moją uwagę zwróciły ogromne ilości porozwieszanych w wielu miejscach rycin japońskich, bo sztuka japońska impresjonistów inspirowała. Niestety spore ilości turystów i brak czasu nie pozwoliły na dłuższe przyglądanie się ich szczegółom. To zresztą jest rzecz, która mnie w pewnym sensie denerwuje we wszelkich muzeach - ogromna ilość dzieł sztuki, z których każde, dosłownie każde warte jest podziwu, a jednak przy takim ich nagromadzeniu, rzuca się na nie najcześniej okiem i idzie dalej. Zapamiętuje się tylko ogólne wrażenie i/lub pojedyncze elementy.
Jest też akcent dla tych,co robią na szydełku :) Piękna kapa w sypialni Mistrza. Niespecjalnie trudna do wykonania, pomijając oczywiście jej rozmiar.
Po obejrzeniu domu, przez piękny ogród przechodzi się wybudowanym współcześnie tunelem, na drugą stronę ulicy, do ogrodu w stylu japońskim. To tam jest staw z nenufarami, uwiecznionymi na chyba najbardziej rozpoznawalnych obrazach Moneta. Miałam zresztą okazję je podziwiać w Paryżu, w Musee de l'Orangerie. Dzięki technice można się tam szybciutko, choć wirtualnie przenieść KLIK. O tej porze akurat tych kwiatów było niewiele, ale coś tam jednak spostrzegawcze oko dostrzeże. Natomiast innych kwiatów, przeróżnych i przepięknych w obu ogrodach było ile chcieć!
Sporo niestety turystów, pewnie dlatego również z tej prostej przyczyny, że była to niedziela. Z Paryża niedaleko, więc taki weekendowy wypad zapewne jest dość częsty, Muszę zresztą powiedzieć, co z przyjemnością skonstatowałam, że wrocławski ogród botaniczny czy japoński są również piękne i poza oczywiście kontekstem Moneta itd. wcale nie odbiegają. O Wojsławicach już nawet nie wspominam, by nie umniejszać Giverny :) Jeśli ktoś w Wojsławicach nie był, to polecam!
Tak wygląda plan ogrodów, dla zainteresowanych.
Czekając w kolejce po bilety oczywiście wyhaczyłam wzrokiem inspirację dziewiarską, bo przecież zawsze się coś w otoczeniu znajdzie :)
Prosta marynarka francuzem, że tak powiem :) Pan był bardzo stylowy!
W tłumie spacerowiczów wyłowiłam także coś znowu dla szydełkujących :)
Tak, trzeba być trochę nienormalną, żeby widzieć wszędzie, absolutnie wszędzie takie rzeczy...
W drodze do Beauvais pod Paryżem, gdzie znajduje się lotnisko, zatrzymałyśmy się jeszcze w małej miejscowości Verneuil sur Avre na kawę. Przyjemność sprawiło mi to, że na każdym kroku widziałam swoje imię, w wersji francuskiej oczywiście :) Z wielką rozkoszą zjadłam tradycyjne ciasteczko czyli makaronik, z cukierni na placu de la Madeleine, obok kościoła de la Madeleine, siedząc na przeciwko pubu de la Madeleine i wogóle wszystko było de la Madeleine, łącznie z pralnią! Fantastyczne!
Wyjeżdżając jeszcze z okolic Mont Saint Michel wstąpiłyśmy do Bayeux, bardzo urokliwego i starego miasta. Centralnym chyba jego punktem i jedynym miejscem, które zwiedziłyśmy była katedra Notre Dame, z niezwykłymi kryptami. Niestety nie miałyśmy już czasu (czego bardzo żałuję) zobaczyć niezwykłej tkaniny, wpisanej na listę zabytków UNESCO. Tkanina ta o długości ponad 70 metrów to swoisty komiks, jak byśmy to dzisiaj nazwali, przedstawiający historię podboju Anglii przez Wilhelma I Zdobywcę. Może jeszcze kiedyś się uda :)
Nie wspomniałam jeszcze o Honfleur, klimatycznym miasteczku portowym, które było również inspiracją dla wielu malarzy, w tym oczywiście impresjonistów. Ja znalazłam kolejną inspirację w postaci torebki na szydełku. No i kupiłam calvados :)
Kończąc już relację z tej podróży, kilka słów podsumowania. Do Normandii warto naprawdę warto wybrać się nawet na tak krótko, bo wrażeń moc. Zdecydowanie jednak chciałabym pojechać na troszkę dłużej, bo to przepiękna kraina. Pięknym widokom sprzyjała wiosna ze swoją soczystą zielenią, której w tym regionie nie brakuje. Te przepiękne łąki, wybrzeże, stare miasta i miasteczka ze swoim niezwykłym klimatem na długo pozostaną w mojej pamięci i te wspomnienia będą ładować moje baterie :) A z czym Normandia będzie mi się kojarzyć? Tak, tak. To poza tymi wszystkimi wspaniałymi miejscami również makaroniki, krowy, mule i wiatr!
Przępiękne foty i opowieść. Z przyjemnością przeczytalam. Pozdrawiam Grażyna Trusz
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Starałam się pokazać jak najwięcej, choć to zaledwie ułamek, więcej mogłoby być niestrawne i zanudzić, bo to w końcu MOJE wspomnienia :) I ja pozdrawiam!
UsuńZ przyjemnością przeczytałam Twoje wspomnienia i refleksje nt. podróży. Szacunek za zdjęcia, są takie malarskie.:-)
OdpowiedzUsuńW krainie impresjonistów nawet zdjęcia wychodzą jak obrazy :) Dziękuję!
UsuńPiękną miałaś tą podróż i pozostaną piękne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńOch, to ostatnie zdjęcie mnie lekko zdenerwowało ;)))
Ojojoj! Musimy się razem wybrać na mule! Uwielbiam! Może być nawet bliżej, niż na normandzkie wybrzeże ;)
UsuńPiękne miejsca, piękne wspomnienia i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Miło jest dzielić się dobrymi rzeczami :)
UsuńRasowa opowieść, impresyjne (nomen omen) zdjęcia. Zazdroszczę wyprawy! Też bez pudła wyławiam ręczne udziergi w tłumie i nawet czasem zdarza mi się zagadnąć właściciela. Jednak miałam nadzieję, że to jeszcze nie choroba... Miałam.
OdpowiedzUsuńTrzeba tylko podjąć decyzję, trochę zaplanować i fruuu! :)
UsuńJa też zawsze zauważam ciekawe dziergadła, czy to na ludziach, czy na wystawach - w Tokio stałam pod wystawą Missoni i podziwiałam te słynne zygzakowate dziergane ciuszki! *^v^*
OdpowiedzUsuńUwielbiam zwiedzać ogrody, z przyjemnością odbyłam spacer razem z Tobą!