Jesień jest zdecydowanie moją ulubioną porą roku. Może dlatego, że urodziłam się właśnie jesienią? Gdy wszyscy, a w każdym razie większość płacze żegnając lato, ja zacieram łapki. Kończą się letnie upały, których szczerze nie cierpię, a zaczyna czas, który my dziewiarki lubimy - wreszcie można zaprezentować sweterki, szaliczki, czapeczki itd, itp. Oczywiście trochę sobie dworuję, ale naprawdę jesień w jej feerii barw uwielbiam. Na co dzień nie bardzo mam kiedy się nią zachwycać, bo w mieście prawdziwej jesieni nie widać. Szczególnie kiedy mieszka się w centrum, jak ja. Trzeba się ruszyć z domu!
W weekend wybraliśmy się więc do Szklarskiej Poręby, żeby jeszcze nacieszyć oczy. Nie obyło się bez przygód, o tym dalej. Najpierw prezentacja nowego swetra, który ogrzewał mnie podczas wycieczek. Idealnie wkomponowywał się w leśne barwy!
Dane techniczne:
Wzór: Hitch by Mercedes Tarasovich-Clark, płatny. Zrobiłam troszkę dłuższy niż w oryginale. Ponieważ moja włóczka nie zgadzała się do końca z próbką ze wzoru, robiłam wg rozmiaru S (poprawia samopoczucie), ale też odrobinę zmieniałam wymiary, dostosowując do moich potrzeb.
Włóczka: Donegal Lang Yarns, kolor 97 . Dokładnie 6 motków, prawie do ostatniej nitki. Piękny tweed ze 100% wełny. Przyjemny w przerabianiu. Szybko rośnie w rękach :) Kolor wg mnie obłędny! Mnie nie podgryza, po praniu sweter jest miękki i bardzo dobrze się go nosi.
Druty: HH 3,5 i 3.
Sweter robiony w częściach i zszywany. Ma kimonowy rękaw. Wprawdzie zrobiłam próbkę i ta się specjalnie jakoś nie rozciągnęła, ale jednak w praniu rękaw się trochę wyciągnął. Zrobiłam 3/4, a po praniu jest w sam raz :)
A teraz o samej wycieczce. Ponieważ lasy w okolicach Szrenicy są raczej iglaste, to nie widać tam takiej kolorowej jesieni, po jaką przyjechałam. Postanowiliśmy więc pojechać do Świeradowa i górą przejść do Jakuszyc. Pogoda w Szklarskiej była piękna, jak na zamówienie. Podjeżdżając pod wyciąg w Świeradowie coś przeczuwaliśmy widząc wierzchołki góry spowitej chmurami, ale kto by się denerwował... Wjechaliśmy na górę gondolą, co samo w sobie jest dosyć atrakcyjne - pod warunkiem, że coś widać :) Chciałam zrobić zdjęcie ostatnich chwil słońca, ale okazało się, że aparat i owszem wzięłam, ale bez karty... Super. Tego dnia zdjęcia robiłam więc komórką, nosząc aparat w plecaku!
Właściwie ograniczone widoki z gondoli były ostatnimi, jakie widzieliśmy, bo na górze wjechaliśmy po prostu w chmurę. Temperatura ok. 4 stopni. (Sprostowanie na żądanie - temperatura była niższa, 2 stopnie). Super. Złota polska jesień... Niech to szlag. Kiedy na nos spadł mi kawałek lodu z drzewa, zrobiło mi się średnio. Ale co tam, ahoj przygodo!
Przeszliśmy 18 km w chmurze, wietrze i zimnie. Proszę bardzo zrzut z gadżetu:
Przy Chatce Górzystów odważyłam się na chwilę zdjąć kurtkę, kamizelkę, szalik, czapkę i rękawiczki, żeby komórką zrobić zdjęcia sweterka! Miało być tak pięknie...
Z lekko zagryzionymi zębami dodam, że na dole, czyli w Szklarskiej cały dzień była piękna, słoneczna pogoda...
Następnego dnia już nie wybraliśmy się nigdzie dalej, jedynie do Michałowic. Pogoda śliczna. Malowniczo, jesiennie i nie trzeba było przebierać zbyt gęsto nóżkami... A i kopytne się napatoczyły :)