Nudzić się nie umiem, więc ręce mam cały czas zajęte. Stwierdzono u mnie już jakiś czas temu zespół niespokojnych nóg (sic!), teraz chyba trzeba to uzupełnić o zespół niespokojnych rąk. No ale nie mogę się powstrzymać, co ja na to poradzę...
Za złotem jakoś nigdy nie przepadałam, ale nie odmówiłam sobie zrobienia "złotej" bransoletki. Świeci jak nie powiem co, ale z moim ulubionym czarnym prezentuje się bardzo elegancko. W piątek ubrałam tę złotą razem z naszyjnikiem i od razu dostałam zamówienie - cieszy, bo będzie za co kupować koraliki i włóczki!
Zrobiłam też krateczki, które przy nabieraniu koralików na nitkę wystawiły poważnie na próbę moją cierpliwość. Czerwona krateczka jest również zamówiona i choć nie ma jeszcze zapięcia, to ją pokazuję, bo potem może nie będzie czasu zrobić zdjęcia :)
I jeszcze taką szafirową z kwiatkiem, który się dość ciężko zapina.
Być może jakieś spostrzegawcze i czujne oko wypatrzy na pierwszym zdjęciu bransoletkę z kilku odcieni złota i bursztynu. Nie ma jeszcze zapięcia, pokażę później.
Wszystkie zrobione z koralików Toho 80. Poznaję tajniki i naprawdę wirus jest mocny, trzyma. Mam jeszcze mały zapasik koralików, więc z pewnością na tym się nie skończy.
Koraliki kupuję w sklepach stacjonarnych, w których pracują osoby potrafiące doradzić i podpowiedzieć rozwiązania. To takie pasjonatki, które mają szczęście zarabiać na życie robiąc to co lubią. Miłe nowe kontakty :) Ale chyba zacznę kupować przez internet, bo przy okazji wizyt w tych sklepach za dużo rzeczy mi wpada w oko.
Oczywiście nie samymi koralikami żyje człowiek i wieczorami przy oglądaniu filmów robi na drutach. Zrobiłam dwa szale, które czekają na zdjęcia. W kolejce do sesji fotograficznej czeka też spokojnie żakardowy kardigan. A na drutach przeróbka Dalhii - całkowita przeróbka oryginalnego wzoru, jedynie wykorzystałam najważniejszy motyw z pleców, bo żal mi go było pruć. Zostały rękawy, a tego nie lubię.
W czwartek miałam iść na próbę generalną do Teatru Lalek - nie jeszcze nie zdziecinniałam, sztuka jest zdecydowanie dla dorosłych, "Z docieków nad życiem płciowym". Niestety na próbę z powodu nadmiaru chętnych się nie dostałam, pójdę po premierze. Ale dlaczego o tym piszę? Bo śmiech wzbudziła we mnie wrocławska aferka wokół plakatu zapowiadającego przedstawienie. Jest na nim stuletnia artystyczna fotografia nagiej kobiety i jak to u nagiej kobiety widać jej biust. Otóż biust ten wzbudził sprzeciw niektórych obywateli i trzeba było plakat ocenzurować. Nie widzę nic złego w artystycznej goliźnie i prawdę mówiąc dużo bardziej przeszkadzają mi wiszące przy drogach i nie tylko wielkie bilbordy, na których naguski w mało artystycznych ujęciach reklamują np. cyklinowanie bezpyłowe albo inne sklejanie plastiku.