Pływaliśmy także żaglówką, no bo jakże by inaczej :) Na Wigrach, w odróżnieniu od mazurskich jezior, zdecydowanie mało jednostek pływających, absolutna cisza, bo to park narodowy i nie wolno hałasować ani silnikami, ani głośną muzyką. Spaliśmy w malowniczej zatoczce, nie schodząc nawet na brzeg. W zatoczce zrobiliśmy małą sesję zdjęciową. W końcu prowadzę blog głównie dziewiarski, więc wykorzystałam okazję, że miałam rano więcej czasu. Bo te wakacje były tak aktywne, że na zdjęcia czasami czasu brakowało :) Wybaczcie, że ja rozczochrana, a sweterek troszkę wymięty, ale nie miałam gdzie się "zrobić"! No i fakt, że na wakacjach, to ja nie bardzo myślałam, o robieniu się na bóstwo, bo czułam się i tak, jakbym była w niebie!
Dane techniczne:
Włóczka - Lyon Lang Yarns, chyba 6 popielatych, 1 limonkowy, 1 ecru.
Druty 2,75 i 2,5.
Pomysł własny, robiony w całości od góry, z podkreśleniem niby-szwów. Zaczynałam kilka razy, bo nie miałam określonej koncepcji. W końcu zrobiłam prosto, jedynie sposób wyrabiania ramienia jest inny, niż dotychczas robiłam. Ponieważ nie miałam wystarczająco dużo włóczki w popielatym kolorze, a niestety już nie jest produkowana, dołączyłam pojedyncze motki, które również w swoich zasobach posiadałam... Wyszło chyba nieźle. Włóczka bardzo przyjemna, bo to mieszanka lnu z jedwabiem. Troszkę się pyli, co zauważyłam nosząc ją z ciemnym dołem. Dość łatwo się również haczy. Mimo tych niewielkich wad, bardzo mi się podoba. Myślę, że można ją zastąpić np. Glanzpunkt od Atelier Zitron.
Przyjemnie było zjeść rano w takiej cudnej zatoczce śniadanie i popłynąć dalej...
Ja na żaglówce byłam głównie pasażerem, bo żeglarka ze mnie marna, ale endomondo włączyłam jak zwykle, by widzieć gdzie pływaliśmy przez te dwa dni.
Pierwszego dnia dopłynęliśmy do miejsowości Wigry, w której jest znany pokamedulski klasztor, który warto zwiedzić, można nawet wirtualnie KLIK, a poczytać można o nim np. TUTAJ. Przy klasztorze byliśmy także na rowerach, ale moje zdjęcia przepadły... Tak więc mam tylko te zrobione z wody, no i te, które podlinkowałam :)
Wszyscy marudzą w tym roku, że pogoda nas nie rozpieszcza. Ja miałam jednak szczęście, bo całkiem było nieźle. Upałów nie lubię, nie padało, więc dla mnie w sam raz. Nawet zachmurzone niebo mi nie przeszkadzało, też miało swój urok.
Przyjemnie było zjeść rano w takiej cudnej zatoczce śniadanie i popłynąć dalej...
Ja na żaglówce byłam głównie pasażerem, bo żeglarka ze mnie marna, ale endomondo włączyłam jak zwykle, by widzieć gdzie pływaliśmy przez te dwa dni.
Pierwszego dnia dopłynęliśmy do miejsowości Wigry, w której jest znany pokamedulski klasztor, który warto zwiedzić, można nawet wirtualnie KLIK, a poczytać można o nim np. TUTAJ. Przy klasztorze byliśmy także na rowerach, ale moje zdjęcia przepadły... Tak więc mam tylko te zrobione z wody, no i te, które podlinkowałam :)
Wszyscy marudzą w tym roku, że pogoda nas nie rozpieszcza. Ja miałam jednak szczęście, bo całkiem było nieźle. Upałów nie lubię, nie padało, więc dla mnie w sam raz. Nawet zachmurzone niebo mi nie przeszkadzało, też miało swój urok.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim, wakacyjnym postem. Jeszcze o wakacjach będzie, bo pamiątka musi być! Miło mi także, że w niektórych z Was budzą takie opisy miłe wspomnienia :)