piątek, 21 sierpnia 2015

Luksusy blisko domu

Sezon wakacyjny jeszcze trwa, upały koszmarne chyba już za nami. Ciężko je znosiłam bardzo, bo ja z tych, co wolą sweter raczej założyć, niż się rozebrać jak do rosołu i nadal się pocić. Swoją drogą wiecie jaka jest etymologia tego sformułowania? Jak nie, to proszę bardzo poszerzyć wiedzę :) KLIK

Udało mi się w pięknych okolicznościach w końcu obfotografować bluzkę, którą zrobiłam sporo czasu temu. To jeden z wyrobów, który choć prosty zajął mi sporo czasu, a już na etapie robienia wzbudzał ciekawość wielu osób :) Najpierw zrobiłam go w częściach, do zszywania, wspomagając się wzorem z gazetki FAM. Robiłam chyba rozmiar M, albo S i po zszyciu stwierdziłam, że nie podoba mi się, że ramiona jakoś tak opadają, jest za szeroko. Rękawy były robione tradycyjnie, z wyrabianiem główki. Sprułam do pach, zrobiłam wszystko "na prosto". Zszyłam. Nie zgadzało mi się, rękaw jeden węższy, a drugi szerszy, Bóg jeden wie dlaczego. Taka mnie złość wzięła, że sprułam WSZYSTKO! I zrobiłam od nowa, na okrągło, od dołu, rękawy "metodą na c". I gra i buczy, jestem zadowolona. Miałam w sobie sporo determinacji, bo bardzo mi się ten i kolor i ta włóczka podobają.




Dane techniczne:
Wzór - bez wzoru, z głowy, na okrągło od dołu, minimalne zwężone w części od dołu do ramion, ramiona wyrabiane odwrotnością metody na c, dekolt rzędami skróconymi :)
Włóczka - Ella firmy Lang Yarns, 6 motków kolor 018
Druty - KP Cubics r. 4 - od jakiegoś czasu bardzo polubiłam te druty, robię na nich jakby ściślej.


A zdjęcia powstały podczas fantastycznego weekendu, jaki spędziłam w Goli Dzierżoniowskiej. Choć moje mieszkanie jest stosunkowo chłodne, to nawet w nim było mi jednak za gorąco. Postanowiliśmy wybrać się na dawno planowany wyjazd do SPA, aby pławić się w basenie i luksusie. Jakiś czas temu przygotowywałam dla jednego z takich obiektów prezentację ze zdjęć panoramicznych, baaaardzo mi się podobało, więc właśnie tam się wybraliśmy. Pewnie wiele osób będzie zaskoczonych, że ten piękny obiekt leży zaledwie 40 km od Wrocławia. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nigdzie nie natknęłam się na informacje o tym zamku, mimo że trochę mnie ten temat interesował swego czasu. 


Uroczysko 7 Stawów jest to naprawdę luksusowy hotel, wzorcowy ośrodek SPA L'Occitane, czyli znanej francuskiej marki, której produkty są oparte na naturalnych składnikach. Kosmetyki te przepięknie pachną i tym zjednują sobie moje serce, ale są dość drogie, co jednak mnie mocno ogranicza. W tym SPA wszystko jest "by l'Occitane". I wszystko jest drogie :) W każdym razie dla mnie, zwykłego śmiertelnika, który nie wygrał w totka, ani nie ma na koncie milionów. Pierwszy raz w takim miejscu byłam, mam nadzieję, że nie ostatni. Chociaż muszę przyznać, że dwa dni to maksymalny czas, jaki mogłabym w ten hedonistyczny sposób spędzić :)
Zamek jest renesansowy, odnowiony bardzo starannie. Bardzo lubię połączenie starych murów i nowoczesnego wzornictwa, a tak właśnie jest urządzony hotel. Oczywiście dużo zdjęć jest po prostu na stronie internetowej, pokażę tylko pokój, w którym mieszkaliśmy. Oczywiście zwraca uwagę pled i poduszki na łóżku. Zrobione z włóczki typu skarpetkowego, warkocze z 6 oczek, 2 oczka lewe, 6 oczek prawych, dół i brzeg francuzem :) Oczywiście robota maszynowa, ale dlaczego nie zrobić ręcznie? MonDu jest w tym mistrzynią, przy okazji pozdrawiam, jeśli do mnie zagląda :)



Zabiegi, którym się poddałam były bardzo przyjemnie, szczególnie zabiegi na twarz i masaż ciała. Rzeczywiście czułam się po tym błogo, a skóra wyglądała dobrze. No i te zapachy...
Nie korzystałam z saun, bo przy tych temperaturach jakoś mnie tam nie ciągnęło, ale wyobrażam sobie, że zimą musi być cudownie zjechać sobie windą w szlafroku i w kapciach na najniższy poziom, wygrzać się, a następnie po wstępnym schłodzeniu ciała przejść podziemnym korytarzem, który łączy hotel i budynek obok, na basen. Na tym basenie spędzałam sporo czasu, bo bardzo przyjemnie się w nim pływało, z drobnymi przerwami na jacuzzi. Drobnymi, bo po chwili było mi już za gorąco, więc znów chlup do wody. A ta wydawała się wtedy chłodniejsza. Żyć nie umierać!


Bardzo podobało mi się to, że między hotelem a basenem jest przejście pod ziemią. Teraz, latem, to nie jest tak przydatne, ale zimą czy po prostu w chłodniejsze dni, to super sprawa.



Oczywiście znalazł się czas na chwilkę relaksu przy drutach. Leżaczek, miły widok, drink wprawdzie bez parasolki, tu się oddycha...




sobota, 15 sierpnia 2015

Wiatr w żaglach

Zgodnie z zapowiedzią, dziś relacja z wakacji! Dla mnie ten post będzie pamiątką, a czytającym może umilę gorący dzień powiewem znad mazurskich jezior.

To był nasz pierwszy od naprawdę dawna wyjazd w inne niż Szklarska Poręba miejsce na urlop. Nie przestałam oczywiście Szklarskiej lubić, ale odmiana też się przydaje. Marek uwielbia wodę i wiatr, w takim właśnie połączeniu, więc decyzja dotycząca urlopu nie była specjalnie skomplikowana. Dla mnie to był absolutny żeglarski debiut, bo nie można liczyć kilku godzin w Urazie, na Odrze. Nastawiona była na miłe pływanie po jeziorach, w kontakcie z naturą, w ciszy i spokoju, choć aktywnie. Ale nie za bardzo :) Nie wszystko było zgodnie z moimi oczekiwaniami, ale.... Początkowo byłam tym wszystkim przerażona, ale teraz po powrocie mam już tylko dobre wspomnienia. Nieistotne stały się niedogodności związane z mocno ograniczoną przestrzenią jachtu, deszcz i wiatr już są przeszłością. Wspominam piękne widoki mazurskich jezior i miłą atmosferę wakacji. Przy obecnie panujących temperaturach wiatr jest fantastycznym wspomnieniem!

Kiedy zobaczyłam marinę w Giżycku, nie tę główną na jeziorze Niegocin, ale taką mniejszą na Kisajnie, to lekko zwątpiłam. Łódź przyklejona do łodzi, dużo ludzi, mało intymności. Albo raczej zero intymności. Wbrew pozorom lubię posiedzieć sama, oddalona od ludzi. Pewnie mnie o to nie podejrzewacie, he, he, szczególnie przy moim gadulstwie.


Po zobaczeniu wnętrza jachciku i zorientowaniu się, że będąc w środku nie można się wyprostować, pomyślałam sobie - "przecież to dwa tygodnie, dasz radę". Bo ja nie znoszę małych pomieszczeń, braku miejsca i przestrzeni. Tak mam. Mieszkam, bo zawsze tak właśnie chciałam, w wysokim mieszkaniu (prawie 4 metry), pokoje są duże i o nic się nie obijam. Tu miało być jakby zupełnie inaczej. Trochę wiedziałam na co się decyduję, a trochę mnie to może jednak zaskoczyło? Nie wiem, w każdym razie byłam lekko przerażona gdy na łódce znalazły się cztery osoby i czasami trudno im było się ruszyć...

Taki widoczek miałam po przebudzeniu. Od razu widać jaka pogoda :)

Zaczęło się pływanie. Najpierw Marek ćwiczył różne manewry, a ja się trochę nudziłam i przyswajałam słownictwo. Te ćwiczenia nie angażowały mnie nic a nic, więc nie bardzo mnie to zachwycało. Później już trochę pływaliśmy i już zostałam nieco zaangażowana i nawet przeżyliśmy trudną sytuację, podczas której pomagałam refować grota (!). Bóg mi świadkiem, wcześniej nawet takiego sformułowania nie słyszałam. Wiatr wiał mocno (przynajmniej w moim mniemaniu), przechyły były, spodobało mi się!


Tak, to naprawdę ja! Drugi dzień żeglowania po Mazurach, pozwolono, a wręcz wypchnięto mnie, bym chwyciła za rumpel i trzymała się określonego kierunku.

Generalnie pływaliśmy codziennie, pogoda na szczęście dopisywała, wiatr też. Pływaliśmy wyłącznie po Mazurach Północnych, poczynając od jeziora Kisajny, bo nad nim była nasza macierzysta marina, czyli Port Royal. Mieliśmy przepłynąć także kanałem na jezioro Niegocin, ale jakoś się nie złożyło, więc ta część Mazur będzie opływana innym razem.


Najczęściej nocowaliśmy w marinie, ale wybraliśmy się też na nazwane przeze mnie "nocowanie w krzakach" czyli gdziekolwiek przy brzegu, byle z daleka od ludzi. Wybraliśmy sobie jezioro Dobskie, bo tam jest zakaz korzystania z silników, rezerwaty przyrody itp. Wieczorem była burza, widoki piękne, kolacja na łódce, super.





Na łódce w wolnych od pływania chwilach oczywiście robiłam na drutach. Jeśli dobrze się przyjrzeć to na powyższym zdjęciu to widać. Nawiasem mówiąc koleżanka, która przyjechała w drugim tygodniu naszego pobytu, też chwyciła za druty, zachęcona moim "marynarzykiem", pokazanym w poprzednim poście. Znaczy się dzierganie jest zaraźliwie! Na szczęście nie jest niebezpieczne dla zdrowia, bo miałabym wyrzuty sumienia, a tak tylko było mi miło.

Na tym jeziorze jest Wyspa Kormoranów czyli Wysoki Ostrów, a przeze mnie nazywana po prostu Obsraną Wyspą, excusez le mot. Przepływając blisko niej czujemy się jak w zoo, nie tylko z powodu bliskości z rzadkim gatunkiem, ale także z powodu zapachu... Przepływaliśmy koło tej wyspy kilka razy, przy pięknej słonecznej pogodzie, ale także przy silnym wietrze i w deszczu. Sami i ze znajomymi.





Wodę bardzo lubię, wiatr nie jest chyba moim żywiołem, więc sterowanie jachtem specjalnie mnie nie pociąga. Mieliśmy nawet drobną scysję na ten temat. Mimo tego, próbowałam także sterowania, żeby przynajmniej rozumieć kiedy mówią o tych bajdewindach, baksztagach itp. No i żeby być pomocną, kiedy trzeba :) Lepiej sobie radzę przy "obsłudze" foka, no i przy nawigowaniu. Okazuje się, że jako córka geografa, przepraszam, geografki i kartografa, z czytaniem map nie mam zbyt dużych problemów. Żeby była jasność, ogólnie z geografii jestem zerem.

Zwracam uwagę na siniola na moim udku! Resztę siniaków przykryłam mapą, żeby nie straszyć. 
Nocowaliśmy też w Ogonkach, nad jeziorem Święcajty. Przycumowaliśmy przy pomoście należącym do smażalni ryb Sambor. Nie bez powodu o tym piszę. Jeśli będziecie w okolicy, to koniecznie musicie tam zawitać! Rybki pierwsza klasa, rosół z węgorza, zupa rakowa... Ale dla mnie hitem absolutnym były pierogi ze szczupakiem. Niebo w gębie, delikates i co tam jeszcze chcecie. Na samo wspomnienie mam lekki ślinotok.



A jeśli o jedzeniu mowa, to jeszcze wspomnę tylko, że dla mnie wakacje bez paprykarza szczecińskiego w puszce się nie liczą, więc oczywiście paprykarz musiał być. Spożyty nad jeziorem Mamry, gdzie nocowaliśmy nieopodal Mamerek. W domu mi nigdy nie smakował, ale w takich okolicznościach przyrody zawsze. I tym razem mnie nie zawiódł. Ciekawa jestem, czy też macie takie smaki?


Dla tych, którzy wytrzymali do końca jeszcze tylko kilka informacji, które mogą być przydatne. Być może osoby żeglujące po Mazurach to wiedzą, ale ja jakoś wcześniej nie doczytałam, że poza wynajęciem jachtu trzeba się liczyć z całkiem znacznymi kosztami dodatkowymi. Mówię tu o opłatach w marinach. Byłam nieprzyjemnie zaskoczona, że w ramach podstawowej opłaty, która w Port Royal wynosiła 5 zł od osoby, mogę korzystać z prądu, toalet i wyłącznie zimnej wody. Żeby wziąć ciepły prysznic, trzeba było wrzucić do automatu 10 zł (!), co pozwalało na 5 min. (!) przyjemności, natomiast jeśli chodzi o mnie, to trochę mało, żeby np. umyć głowę, położyć odżywkę itp. Irytujące. Nie wspomnę już o tym, że w całkiem przyzwoitych łazienkach nie było możliwości podłączenia się do prądu, żeby wysuszyć włosy czy w przypadku mężczyzn ogolić się. Na łódce nie wolno myć naczyń przy użyciu detergentów, więc jeśli chce się to zrobić w specjalnym pomieszczeniu, to płąci się 2 zł za 4 min. Można skorzystać z pralki (jak ktoś bardzo chce), kosztowało to chyba 5 zł. Nie korzystałam, więc niedokładnie pamiętam. I oczywiście zdaję sobie sprawę, że to fanaberia, bo w końcu np. pod namiotami tego nie ma, ale chodzi mi o to, że jeśli jakieś udogodnienia są i w dodatku się za nie płaci, to dlaczego nie można z nich korzystać w pełni. Dodam, że był to nasz port macierzysty i dlatego płaciliśmy tylko 5 zł, "obce" osoby płaciły więcej, ale nie wiem ile.
Na łódce w marinie przydatną rzeczą są moim zdaniem korki do uszu. Tak, tak, to nie żart, Wieczorem kwitnie tam życie towarzyskie, co oczywiście jest fantastyczne dla uczestników biesiad, ale niekoniecznie dla szukających odpoczynku sąsiadów. Nie widzę jednak powodu, żeby komuś przeszkadzać w spędzaniu wakacji w ulubiony przezeń sposób, więc rozwiązanie proste - zatyczki w uszy i śpi się jak dziecko. W ciszy. Towarzysze podróży też nie przeszkadzają :)

Kolejna rzecz, o której warto pamiętać, to bezpieczeństwo podczas pływania. Obecnie niewielki jacht czy motorówkę może wynająć każdy. Nie są potrzebne do tego specjalne uprawnienia i naprawdę niektórzy są dość nieodpowiedzialni. Oczywiście powinno się znać podstawowe zasady locji, czyli wiedzy opisującej wody żeglowne z punktu widzenia poruszania się po nich. Choć generalnie nie jest chyba z tym najgorzej, to sami doświadczyliśmy kilku sytuacji mało bezpiecznych, bo płynący z naprzeciwka, albo z boku tych zasad specjalnie nie znał, albo coś mu się pomyliło. Trzeba uważać.



Najbardziej podobały mi się i najprzyjemniejszym są wspomnieniem chwile, gdy świeciło słońce, ale fajnie wiało, chlapała woda, a ja obserwowałam lecące tuż nad wodą kormorany. To taka pocztówka, którą zachowałam w pamięci. Wszystkie niedogodności poszły już w niepamięć i myślę nawet o kolejnym "rejsie".





Żeby nie było, że o drutach zapomniałam! Na łódce w wolnych od pływania chwilach oczywiście robiłam na drutach. Jeśli dobrze się przyjrzeć to na którymś zdjęciu to widać. Także kiedy przyjechali do nas znajomi i pływaliśmy we czwórkę dziergałam w trakcie pływania, bo moje obowiązki szotowe przejął kolega. Nawiasem mówiąc koleżanka też chwyciła za druty, zachęcona moim "marynarzykiem", pokazanym w poprzednim poście. Znaczy się dzierganie jest zaraźliwie! Na szczęście nie jest niebezpieczne dla zdrowia, bo miałabym wyrzuty sumienia, a tak tylko było mi miło.



wtorek, 4 sierpnia 2015

Marynarzyk czy żeglarzyk?

Zrobiłam coś tam, więc można się spodziewać nowych postów, w których będę się chwalić, a co. Przede wszystkim, by nie wypaść jeszcze z tematu wakacji, prezentuję bawełnianego marynarzyka czy też w moim przypadku żeglarzyka :)




Jak widać wkomponowywał się w otoczenie i muszę powiedzieć, że czułam się w nim fantastycznie. Bardzo stylowo! Ubrałam go w ostatni dzień specjalnie do zdjęć, bo wcześniej nie było jakoś okazji. Albo było bardzo gorąco, więc raczej w kostiumie chodziłam, albo żeglowałam i obawiałam się, że mi się pozaciąga, albo było zimno i raczej polar się sprawdzał. A do tzw. "miasta" nie chodziłam, więc nie było po co się stroić.



Za to świetnie się sprawdził przy porządkowaniu, upss przepraszam, klarowaniu łodzi. No bo gdzie jest napisane, że przy tych czynnościach trzeba źle wyglądać?

Dane techniczne
Bluzeczkę zrobiłam z włóczki bawełnianej Surf firmy Mondial. Zużyłam cztery motki granatowej, jakieś 1,5 białej i troszkę czerwonej.
Z drutami było troszkę zamieszania, bo na początku robiłam dwoma różnymi, ale ostatecznie można powiedzieć, że całość została wykonana na 3,25.
Pomysł własny. Robiłam go do wysokości pach w częściach, osobno przód, osobno tył. Później zrobiłam prowizoryczne oczka na rękawki i zaczęłam robić na okrągło. Początkowo robiłam raglan, a później już "metodą na c" od dołu. Poprawiałam kilka razy, bo ciągle mi coś nie pasowało przy dekolcie. Chciałam taką łódkę, ale nie całkiem. Po skończeniu korpusu dorobiłam na płasko rękawki. I się zaczęło...


Wykańczanie zajęło mi strasznie dużo czasu, bo pochowanie tych wszystkich nitek to było prawdziwe wyzwanie. Nie chciałam przekładać włóczki, tylko ją cięłam co cztery rzędy i tym sposobem dorobiłam się istnej plątaniny. 
Z całości jestem naprawdę zadowolona! Nosi się dobrze, twarzowy jest, zwraca uwagę :)

W kolejnym poście napiszę troszkę o moim pierwszym żeglowaniu po północnych Mazurach, żeby pamiątkę mieć, a i komuś może cosik podpowiedzieć.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Etykiety

alize flower alpaca alpaka Alta moda Alpaca Lana Grossa komin otulacz Aniversario Artesano audiobook Ayatori bamboo fine bambus Batik bawełna bawełna anilux bawełna turkusowy beret biżuteria Boo Knits bouclé Bransoletka Caprice bransoletki z koralików bransoletki z koralików Toho Bretania Brushed Lace Candombe cascade yarns Cereza champagne chevron chiagoo Chorwacja chusta na drutach chusta na szydełku Cleopatra Wrap color affection czapka czapka na drutach Czesław Miłosz delicious delight dodatki na drutach dodatki na szydełku donegal Dream team dreiklang drops Drutozlot druty e-dziewiarka Ella Elton entrelac extra klasse fair island Feng Shui filigran Zitron Filisilk frędzle ginkgo granny square greina Hania Maciejewska himalaya kasmir Impressionist Sky islandzkie swetry lopi Jaipur Hat jedwab bourette jedwab traumseide jedwabny sweter Justyna Lorkowska kardigan Karkonosze kaszmir kelebek bawełna motylek kid seta Gepard Kid Silk kiddy's mohair ISPE kitchener Knit Pro Knitting for Olive kocyk dla dziecka kolczyki kolczyki rivoli Swarovski kolory Koniec świata kot książki lace Lace Lux Lana Grossa Lanesplitter skirt Lang Yarns len letni sweter na drutach loden macooncolor Malabrigo Manos Marte Matisse Blue mechita merino Merino 400 Lace Color merino sweter szary męski sweter mille colori baby mille colori big missoni mohair Mohair by Canard mural Muzyka narzęzia nauka Normandia Noro Ochre organico Out of Darkness Pan tu nie stał panda Pat Metheny patina Persia Pięćdziesiąt twarzy Greya Piosenka o końcu świata piórkowy sweter Playa podróże Pokoje pod Modrzewiem powidła Praga próbka przelicznik jednostek przepisy przędzenie rękawy Rios Riva rivoli rzędy skrócone seidenstrasse shadow wraps skarpetki na drutach sklep Makunki Sock sock Malabrigo soft bamboo Solare Mondial spotkania dziewiarek spódnica na drutach storczyki Storm street chic surf Swarovski sweet dreams sweter na drutach sweter na drutach z mohairu Szal Citron szal estoński szal na drutach Szklarska Poręba Szklarska Poręba Karkonosze sznurek bawełniany sznury szydełkowo-koralikowe szydełko szydełko tunezyjskie Światowy Dzień Dziergania w Miejscach Publicznych techniki Toho triologie Turner tutorial tweed Twins Campolmi Vaa wakacje wełna Wenecja Whales Road Wilno włóczka na szal włóczka ręcznie farbowana wnętrza Wrocław wykończenia zagroda zamówienie Zapach Trzcin ZickZack zitron

Translate