Tytuł wieloznaczny - będzie to test dla tych, co do mnie zaglądają, bo zdjęć dużo i pewnie nie wszystkich zainteresują. Test był też dla mnie, bo prowadzę jednak dość siedzący tryb życia i długie spacery nie są dla mnie jak bułka z masłem.
Wprawdzie przedłużony majowy weekend już trochę za nami, ale nie podzieliłam się moją radością z tych kilku dni wypoczynku. Pierwszy raz od bardzo dawna miałam pod rząd aż trzy dni wolnego i oczywiście pojechałam w moje ukochane Karkonosze.
Pogoda dopisała, choć wcześniej wszyscy ostrzegali, że będzie zimno i nieprzyjemnie. Dla mnie podstawą jest w górach brak deszczu lub upału, bo ani jednego, ani drugiego nie lubię. No i się udało. Pierwszego dnia poszliśmy na lightowy spacer do schroniska "Pod Łabskim Szczytem". Widać jeszcze było ślady porannego deszczu, ale dodawało to tylko uroku pięknie zielonym drzewom. Krajobraz był chwilami lekko zimowy, bo wyżej leży jeszcze śnieg.
Temperatura była taka, że przydała się moja kolorowa czapeczka i kaszmirowy, milutki szalik. Szalik może mało widoczny, ale jest całkiem spory, zrobiony z 4 motków Cashmere Lace Lang Yarns na drutach nr 3 - to dla zainteresowanych :)
Trasa z Łabskiego w dół Czeską Ścieżką jest w znacznej części przygotowana, więc nie jest to jakiś bardzo męczący i wymagający spacer. Ale pod górkę się trzeba ciut zmęczyć. Jak to w górach :)
Kolejny dzień wycieczki to już całkiem inna historia. Przeszliśmy coś ponad 30 km po Górach Izerskich i prawdę mówiąc nogi wyszły mi uszami. Ale widoków nie zapomnę, było po prostu idealnie! Pogoda fantastyczna, ciepło, słonecznie, lekki wiaterek, bardzo mało ludzi (pewnie wystraszonych prognozami pogody :).
Tutaj także trasy wycieczkowe są miejscami przygotowane tak, że chodzi się prawie jak po sopockim molo. Choć to zdecydowane ułatwienie, to odbiera jednak troszkę smak przygody.
Bliskie spotkania z wiosną :)
Wybór drogi nie jest taki prosty, trzeba być przygotowanym. Można wybrać drogę łatwą...
Ale po co, w końcu to ma być jakaś maleńka przygoda, więc wybieramy... Drogę przez torfowiska, przez Mokrą Przełęcz.
W najtrudniejszych (ale bez przesady) miejscach zdjęć nie robiłam, bo musiałam gorliwie patrzeć pod nogi, żeby się np. nie utopić :)
Po przedostaniu się przez malowniczą krainę, mocno podmokłą i grząską, docieramy do drogowskazu, dzięki któremu wiemy jak dojść do Chatki Górzystów, cel ważny, piwa się tam napijemy!
Docieramy do Polany Izerskiej, pięknej o każdej porze roku.
Spacerek trwał ponad 6 godzin. Wracaliśmy w towarzystwie wyłącznie własnych cieni.
Pogoda była wspaniała, powietrze przejrzyste niesamowicie, ani śladu zamglenia, więc widoki były wspaniałe także pod koniec wycieczki.
Niestety po raz kolejny przekonałam się, że najwyższy czas zainwestować w porządne buty do chodzenia po górach. Stopy miałam po tych kilometrach wędrówek w stanie dość opłakanym. Ale nie ma tego złego, niedzielę spędziłam na tarasie, na leżaczku, dziergając w pełnym słońcu... Ech, kiedy znów się to powtórzy?...