Wiem, że wiele z odwiedzających mnie osób jest ze mną od dawna. Blog piszę więc często z myślą właśnie o Was, choć początkowo miał być po prostu dla mnie, jako taki notatnik. Ostatnio koleżanka Ela powiedziała o wcześniejszych latach "to był czas blogowania". Czyli założenie, że ten czas już minął. Pewnie fakt, że tak rzadko coś publikuję jest tego potwierdzeniem, ale jednak to robię od czasu do czasu, więc nie zupełnie :) Zawsze pamiętam, że to blog był dla mnie początkiem tego, co robię teraz. Zdecydowanie więcej mnie na Instagramie, gdzie kolejny raz zapraszam. Czasami nawet gadam do telefonu i nagrywam, bo to łatwiejsze od Youtube. I właśnie na Instagramie pokazywałam kolejne etapy robienia swetra z włóczki Uchiwa, nowości w stajni Noro.
Przede wszystkim to jestem bardzo szczęśliwa, że zaczęłam sprzedawać włóczki tego japońskiego producenta, bo od lat je uwielbiam. Są specyficzne, z pewnością nie każdy je pokocha, wiele osób zdziwi cena, bo jest wysoka. Ale mają w sobie "to coś". Wcześniej poznałam kilka włóczek tej firmy, robiłam z niej szale, kamizelkę i swetry. Wszystko mam do tej pory, używam i doceniam. Teraz wiem też, że wybór w Noro jest spory, w gruncie rzeczy większości nawet w rękach nie miałam. Ale postaram się to zmienić i powoli testować to, co mają. Oczywiści główną zaporą jest po prostu cena. W maju chyba pokazała się nowość czyli Uchiwa, po japońsku wachlarz - nie wiem jak to się czyta, muszę sprawdzić :) Piękny skład, oczywiście obłędne kolory i efekt nowości. Pomyślałam, że niby dlaczego my w Polsce nie mamy mieć czegoś tak nowego, że niewiele chyba sklepów dziewiarskich ma taką włóczkę. Kupiłam dla Was i oczywiście dla siebie :D
Początkowo chciałam zrobić coś z koloru 01 czyli Tokyo, bo urzekł mnie od razu. Ale najprawdopodobniej nie będzie już dostępny, wyprzedał się w mig i dlatego z niego zrezygnowałam. Pomyślałam, że nie chcę robić z koloru, który z pewnością będzie się podobał, a będzie nieosiągalny. Sama wiem jak to jest, kiedy coś się podoba, a już nie ma :) Dlatego wybrałam kolor 07 czyli Asahikawa - nazwy kolorów to miasta w Japonii. Oczywiście podobają mi się wszystkie, ale doszłam do wniosku, że właśnie fioletów mam niewiele.
Nie miałam na myśli konkretnego wzoru, więc najpierw chciałam zrobić kolejny najprostszy raglan od góry, z trochę większym dekoltem. Ale ostatecznie urozmaiciłam go o niewielki wzór na przodzie. Miałam wątpliwości, czy będzie go widać przy tego typu włóczce, ostatecznie jednak jestem bardzo zadowolona.
Miałam jeszcze jedną obawę, a mianowicie dotyczącą prania. Otóż producent zaznaczył, że dzianinę należy czyścić chemicznie, co oczywiście trochę odstrasza, choć w sumie nie tak bardzo, bo nie piorę swoich swetrów często - wynika to z faktu, że mam ich dużo i noszę wymiennie :) Ale mam świadomość, że brzmi to kiepsko. Próbkę wyprałam, nic się jej nie stało. W składzie włóczki jest jedwab, więc miałam obawy wynikające z doświadczenia, że gotowa dzianina się wydłuży, rozciągnie czy coś w tym stylu. Pranie próbki na to nie wskazywało, ale w przypadku jedwabiu próbka nie zawsze niestety jest miarodajna. Gotowy sweter wyprałam ostrożnie z niewielką ilością Soak, absolutnie nie wykręcałam, ale kilka razy porządnie odcisnęłam w ręczniku i rozłożyłam na suchym ręczniku. Po jakimś czasie ten ręcznik wymieniłam i tak ze trzy razy. Sweter mimo upałów dość wolno sechł, więc wydaje mi się, że chociażby to właśnie jest powodem, żeby producent sugeruje czyszczenie chemiczne. Pewnie to zabezpieczenie się przed niewłaściwym postępowaniem z dzianiną. Nie do końca tak jednak chyba jest, bo sprawdziłam, że przy włóczce Silk Garden Sock czy Silk Garden również jest taka adnotacja, a ja nawet o tym nie wiedząc prałam ręcznie i nic się nie stało.
W środę na spotkaniu w Jeleniej Górze (o spotkaniach Gangu Włóczykija chyba już pisałam), kolejny raz wykorzystałam Anię, której zdjęcia możecie zobaczyć na Instagramie anuszka__ Było bardzo gorąco, więc zdjęcia powstały dość szybko :) Mimo sporej zawartości bawełny nie jest to włóczka na typowo letnie dzianiny. Raczej na takie przejściowe. Chyba że będzie się robić na grubszych drutach niż robiłam ja, ale o tym za chwilę.
Wiem, że dekoracja z kwadratów przyciąga uwagę, to dzieło Gangu Włóczykija i nie jest to jedyna ozdoba w Jeleniej Górze, jaką wykonały. Pewnie poświęcę temu oddzielny post. Zdjęcia są zrobione na tarasie kawiarni Aroma, w której się spotykamy.
W końcu dane techniczne :)
Zużyłam niecałe dwa motki
Uchiwa 07 - one są spore, bo 200g/500m. Zostało mi około 100 g, które mam zamiar połączyć z jakąś inną włóczką i zrobić kolejny sweter, może tym razem kardigan.
Robiłam na drutach
HiyaHiya 3,5, ale myślę, że spokojnie mogłam na 4. Obawiałam się tego "rozejścia się" dzianiny po praniu i dlatego mając tendencję do robienia luźno wybrałam dość mały rozmiar drutów, żeby było dość ściśle. Na tym zdjęciu poniżej widać, że dzianina faktycznie wyszła ścisła. Taki efekt mi się podoba. Po praniu nic się nie rozlazło, minimalnie wydłużyły się rękawy, ale to właściwie bardziej jako normalny efekt ułożenia się oczek, a nie rozciągnięcia się jedwabiu.
Jeśli chodzi o wzór, to było bez konkretnego wzoru. Nabrałam 108 oczek, które podzieliłam 39 tył i przód, po 15 rękawy. Następnie kilka rzędów skróconych i z przodu panel wzoru lekko ażurowego na 29 oczek (z książki). Chciałam, żeby dekolt był większy, bo nie lubię jak mam za bardzo blisko szyi. Wyszedł taki jak lubię.