Sporo się dzieje wokół nas i nastroje mamy nie bardzo dobre. Dlatego tym bardziej doceniam naszą dziewiarską społeczność. Jeśli ktoś ma pasję, to oczywiście zawsze znajdzie na nią czas, ale teraz dobrze jest mieć taką... stacjonarną. Przyjemnie jest usiąść z drutami czy szydełkiem, myśli skupić na wzorze jeśli trzeba, albo posłuchać przy robótce audiobooka - osobiście jak nie raz pisałam, uwielbiam!
Tak się przyjemnie złożyło, że robiłam dla Hani Maciejewskiej test chusty, która była o tyle wymagająca, że właściwie cały czas robi się oczka przekręcone, a to wymaga odrobinę skupienia. Dla efektu końcowego warto!
Prawdę mówiąc chustę skończyłam dość dawno i nie mogłam się doczekać jej publikacji. Została pokazana światu chyba ze trzy dni temu i okazało się, że nie mam porządnych zdjęć. Takich, na których widać by było jej urok. Chciałam zrobić sesję leśną, ale okazało się, że nie włożyłam karty do aparatu - nie był to pierwszy raz ;) Zdjęcia komórkowe mi się nie podobały. Dzisiaj się zmobilizowałam i zrobiłam zdjęcia tradycyjnie sama. Światła oczywiście niewiele, ale mam nadzieję, że nie jest źle! Kolory wprawdzie wariują, ale generalnie chusta jest popielato-beżowa - jak krzemień :)
Dane techniczne:
Wzór Shelliana Hani Maciejewskiej, dostępny także po polsku TUTAJ lub TUTAJ
Włóczka to farbowany przeze mnie Merino 300 w kolorze Krzemień TUTAJ, ale jak wiecie lub nie farbuję raczej małe ilości, więc nie wiem, czy kiedy czytacie jest dostępna :) Zużyłam niecałe 3 motki.
Może przełamię moją ostatnią niemoc blogową, bo posty powstają bardzo rzadko. Właściwie nie wiem dlaczego. Oczywiście zawsze zwala się na brak czasu, ale to właściwie nie to jest problemem. Tak jak napisałam we wstępie, jak się chce, to się czas znajdzie. Wiele blogów zakończyło już działalność, większość wstawia zdjęcia na instagramie. Ja także, bo to szybkie. Ale czasami po prostu lubię napisać tu kilka słów.
Bardzo, naprawdę bardzo jestem wdzięczna, że odwiedzacie także mój sklep. Może także fakt, że zaczęłam go prowadzić wpływa na moją mniejszą tutaj aktywność. I znowu, nie z braku czasu, ale dlatego, że nie chcę by mój blog był postrzegany jako element promocji sklepu. W pewnym sensie jest to nie do uniknięcia, bo oczywiście pokazuję i będę pokazywać tu moje włóczki. Moje czyli farbowane przeze mnie i moje, czyli z mojego sklepu :) Włóczki często zanim trafią do sklepu testuję i mam kilka rzeczy, którym potrzebne zdjęcia. Pewnie nie wiecie, że są takie, które testów nie przeszły! I to mimo teoretycznej jakości. Mój sklep jest na tyle mały, że jeszcze to ogarniam :)
Bardzo żałuję, że przez pandemię nie mogłam (i nie chciałam) organizować spotkań dla szerszego grona. Trzeba być dobrej myśli, niedługo ten okropny rok się skończy i może w kolejnym będzie więcej możliwości.
Miło znowu czytać dziewiarskie refleksje i obejrzeć dokonania -promocja wskazana ,potrzebna bo mimo sytuacji świat nie stoi w miejscu ,pozdrawiam, wolę jednak Pani projekty,pomysły autorskie!
OdpowiedzUsuńUległam pokusie...
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńBardzo nie lubię robić niczego na siłę, bo sama nie lubię jak mi coś nawet z lodówki wyskakuje :) Więc ta moja promocja czasami kulawa. No ale fakt, że jakoś trzeba światu o swoim istnieniu od czasu do czasu przypomnieć :)
Zawsze czytam z przyjemnością twoje wpisy, korzystam, też z filmików na Youtubie. Nieodmiennie podziwiam Twoje dzianiny i czasem się "zarażam" (np. Summer). Mam trochę (!) za dużo zapasów włóczkowych, ale na pewno się skuszę na twoje farbowanki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTakie "zarażanie" na szczęście nie jest groźne :) Bardzo mi miło!
UsuńZapasy to u mnie odwieczna sprawa, a ciągle coś mi w oko wpada :)
Piękna!
OdpowiedzUsuń