Dla równowagi tym razem post nie tylko wakacyjny, choć jednak ciągle w wakacyjnej scenerii :) Specjalnie zabrałam ze sobą na wakacje nowy sweter, żeby w pięknych okolicznościach przyrody popozować i w ten sposób upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie - mieć zdjęcia z wakacji i fotki na bloga! Bo właśnie ze zdjęciami mam zazwyczaj problem. Zrobię coś nowego, a nie pokazuję, bo nie mam kiedy, albo mi się nie chce po prostu zdjęć zrobić. Tym razem się udało. Choć przyznam, że ledwo zdjęty z drutów i nawet jeszcze nie wyprany. Jak się okazało, to dobrze, bo czekały go jeszcze zmiany...
Tytułem wstępu - ja tego swetra nie miałam w planach wcale. Tak się jednak jakoś ułożyło, że jak przyszła nowa dostawa Malabrigo i zobaczyłam motki Sock w kolorze Playa, to po prostu wiedziałam, że muszę, bo inaczej się uduszę. I szybciutko narzuciłam na druty i zrobiłam sweter. Miał być taki zwyklak, trochę szerszy, nie do figurki. Jak wiadomo Malabrigo jest dość nieprzewidywalne, co mi akurat nie przeszkadza, a nawet wręcz przeciwnie, za to tę firmę lubię. Na ten kolor wcześniej nawet nie zwróciłam uwagi, ale tym razem partia farbowania była taka, że kolory moim zdaniem idelanie pasowały do mnie - do koloru włosów, oczu i ogólnie charakteru :) No i wpadłam... nieplanowany sweter powstał.
Wybrałam wzór Robin, ale okazało się, że nie pasują do mnie zbyt głębokie pachy robione zgodnie ze wzorem. Jak byłam już w okolicach pasa, sprułam i zrobiłam po swojemu. Zgodnie ze wzorem tył jest dłuższy, więc tak zrobiłam, ale wyszedł mi jakoś za długi. Sprułam. Zrobiłam jeszcze raz, ale... zrobiłam tył z przodu... Damy nie używają słów, jakie wypowiedziałam. Sprułam. Zrobiłam jeszcze raz, tył był na swoim miejscu. O dziwo :) I taką wersję właśnie obfotografowałam. Doszłam jednak do wniosku, że taki krój nie pasuje do mojej sylwetki i postanowiłam ten tył jednak spruć i zrobić zwyczajnie. Nawet już nie budzi to we mnie emocji. Tym sposobem z wzoru Robin zostało naprawdę niewiele, bo raptem... dekolt wyrabiany rzędami skróconymi :) Zawsze twierdzę, że prucie jest nieodłącznym elementem robienia na drutach, ale tyle razy?
Na sweter zużyłam 3 motki Sock Playa, robiłam na drutach 2,75. Bardzo się polubiliśmy mimo wszelkich trudności. Sprawdził się na wakacjach doskonale, także na rowerowe wycieczki. Tłem do zdjęć były okolice Krusznika, gdyby to kogoś interesowało :)
Fajny sweter. Tak cienizna i tyle razy pruta. No, to podziwiam za determinację.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia w pięknych okolicznościach przyrody.
Nie taka to znowu cienizna :) Ostatnio staram się nie zostawiać robótek "na potem", bo jak pokazuje moje doświadczenie, leżą później zbyt długo.
UsuńRzeczywiście kolor do ciebie idealnie pasuje. Warto było pięć wielokrotnie, bo wyszedł bardzo, bardzo fajny. Szkoda, że ja wełny długo nie będę nosić. Takie piękne kolory i wzory na jesień.
OdpowiedzUsuńOj tam, dla Ciebie teraz lny i jedwabie w sam raz! Cieszę się, że Ci się spodobało :)
UsuńMnie interesuje, gdyż bezskutecznie, ale konsekwentnie, usiłuję namówić gŁosia na wyjazd na Suwalszczyznę:))
OdpowiedzUsuńKropla drąży skałę, więc wszystko przed Tobą. Ja nie rozumiem jak można nie chcieć!
UsuńTu nie chodzi o chęci, a o czas:)
UsuńA to całkiem co innego :)
UsuńMakunko! Cudny sweterek i niebanalne zdjęcia. Oglądanie i podziwianie to czysta przyjemność... :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Dziękuję!
UsuńFajny i slicznie w nim wyglądasz. okoliczności przyrody cudnej urody także:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Ludwiko za miłe słowa i również Cię serdecznie pozdrawiam!
UsuńOj tam, oj tam, takie nieplanowane się każdemu zdarzają a i tak je kochamy, prawda? *^V^*
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że włóczka objawiła się we właściwym czasie i powstał sweterek, który idealnie sprawdził się na wycieczkach rowerowych! Zdjęcia przepiękne!
Takie kochamy najbardziej! Tak to jest z tymi nieplanowanymi właśnie :) Zdjęć miałam sporo, nie wiedziałam które wybrać, żeby już nie przynudzać z tą przyrodą, którą mam cały czas w głowie pełnej wspomnień :)
UsuńKolor jest idealnie Twój! A sweter jest świetny, choć wiem ile kosztował ;) warto było ....jak to mawia pewna znakomita dziewiarka : "prucie jest nieodłacznym elementem dziergania " :)))) i chyba właśnie sama się do niego przymierzam(tak od dołu prawie do pach....)
OdpowiedzUsuńOkoliczności przyrody cudowne i podobnie jak kolega Wojciech interesuje gdzie zacz to jest, bo również usiłuję namówić męża na wycieczkę w tamte strony :)
A najpiękniejsze jest zdjęcie jak stoisz w polu kewitnacej gryki, bo to i cała Ty i ta gryka kwitnąca :)))
Zdjęcia były zrobione niedaleko wsi Krusznik :) A gryka bliżej Czerwonego Krzyża :) Koniecznie musicie tam pojechać!
Usuńświetny sweterek i okoliczności przyrody :)
OdpowiedzUsuńa co do prucia, to właśnie sprułam gotową bluzeczkę :(
Na szczęście prucie nie boli, a zrobisz rzecz, która Cię bardziej zadowoli :) O! Do rymu mi wyszło :) Powodzenia!
UsuńWytrwała jesteś :-). Efekt super.
OdpowiedzUsuńW czerwcu byłam tam na rajdzie :-). Poznałam miejsce dzięki fotce z werandą ;-).
Okolicami zachwycił się też Andrzej Wajda. Kręcił tam "Pana Tadeusza".
Trudno się tą okolicą nie zachwycić :) Ja zachwyciłam się już bardzo dawno temu. Jeśli pojedzie się tam raz, to pewnie trzeba wrócić :)
UsuńPiękna jest ta Twoja wpadka Makunko:) Bardzo twarzowa. Rzeczywiście dobrze Ci w tych kolorach:) Wcale Ci się nie dziwię, ze prułaś do skutku. Chyba mam tak jak Ty, jeśli widzę że coś nie jest tak jak powinno być to pruję czym prędzej bo wiem, że później będzie mnie to drażnić i może się skończyć tym, że nie będę nosić dziergadełka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i gratuluję cierpliwości:)
To prawda, jak jest błąd, to jakby plama była :) Szczególnie, że jakoś bardziej niż kiedyś jestem krytyczna w stosunku do swoich udziergów. I ja Tusiu pozdrawiam!
UsuńFajny wyszedł ☺ ja akurat ze swetrami jestem na bakier wiec podziwiam takie prace ☺
OdpowiedzUsuń