Do napisania dzisiejszego posta skłoniła mnie dyskusja, jaka wywiązała się na facebooku w Klubie Ręko-Dzielnych. Została wywołana przez umieszczenie linka do aukcji, na której sprzedawany jest okrągły dywanik zrobiony ręcznie z resztek chyba, na szydełku, o średnicy 100 cm. Cena 34,90...
I rozpętała się wśród rękodzielniczek dyskusja, do której swoje trzy grosze dorzuciłam. Dotyczyła oczywiście ceny za rękodzieło, relacji jakości rękodzieła do ceny, wolności wyboru ceny itd. Temat wyceny rękodzieła zawsze jest włożeniem kija w mrowisko, bo to temat trudny. Jakiś czas temu Yadis na swoim blogu umieściła bardzo fajne wyliczenie, w którym wykazała, że nawet zakładając, że wykonywana praca rąk własnych jest wyceniana przy założeniu, że stawka jest liczona od płacy minimalnej, to wynagrodzenie to będzie zawsze nie takie znowu małe. A niby dlaczego rękodzielniczka ma pracować za płacę minimalną.
Osobiście nie umiem swoich prac wyceniać i miałabym z tym rzeczywiście kłopot. Nie lubię się rozstawać z rzeczami, które zrobię, chyba że są na prezent w swoim założeniu. Wtedy wkładam w nie wiele serca. Zdarzyło mi się robić pojedyncze rzeczy na zamówienie, ale cenę dawałam zawsze dość wysoką, dla niektórych może zaporową, ale zakładałam, że jest to moje wynagrodzenie, a nie zwrot kosztów. Mam zamiar nawet zrobić kilka rzeczy na sprzedaż, czemu nie, jestem o to często pytana. Pomijam świadomie osoby, które żyją z rękodzieła, one pewnie najlepiej wiedzą, jak wyliczać cenę i chętnie bym usłyszała ich opinię. Pomijam również wszystkie sprawy formalne np. podatki itp. bo to zupełnie osobny temat. Wiem, że częściej spotkamy osoby, które traktują rękodzieło jako możliwość dorobienia i dają cenę taką, za jaką z pewnością sprzedadzą swój wyrób. Bo nie chodzi im o robienie na półkę, tylko po to, żeby sprzedać. I tu zaczyna się. Z jednej strony przyznaję, że to indywidualna sprawa, jak ktoś wycenia swoją pracę i teoretycznie nikomu nic do tego. Z drugiej jakoś się we mnie krew zawsze burzy, gdy widzę, jak nie docenia się własnej pracy, nie ceni swojego czasu, swoich oczu, swojego kręgosłupa, swoich umiejętności itd. Niedawno byłam świadkiem prawie awantury, jaką pewna starsza pani zrobiła dziewiarce, która powiedziała, że za zrobienie swetra weźmie nie mniej niż 200 zł, bo to jakby na to nie patrzeć minimum tydzień jej zajmie. Dla mnie nic dziwnego, ale pani osłupiała,a następnie zrobiła karczemną awanturę, argumentując swoje niezadowolenie tym, że za tę cenę to może kupić 4 gotowe swetry. No to proszę kupić i pięć! A w lumpeksie, jak się dobrze poszuka, to i dziesięć, a nawet i kaszmirowy można trafić. I co z tego?
Oczywiście nie uważam, że cena ma być z zasady wysoka. Nie, ma być uczciwa. Znaczenie ma także jakość wykonania, materiał itd. Ale nie może być jałmużną. Pewna pani powiedziała mi, że tak lubi robić na drutach, że robi różne rzeczy za zwrot kosztu włóczki plus 20 zł. Powiedziałam jej, żeby robiła raczej w prezencie... bo to na to samo wychodzi. A przynajmniej osoba, która za zrobienie czegoś zażyczy sobie odpowiedniego wynagrodzenia, nie usłyszy, że jakaś pani to robiła taki sweterek, szal, itp za 20 zł...
Ciekawa jestem Waszych opinii.
Tak... to temat do długiej dyskusji. Też nie potrafię wycenić swoich prac. Nie raz ktoś powie, że to dobra cena, innym razem targuje się tak bardzo, że to ja się wycofuję, bo cena spada poniżej kosztów produktów. A moja praca? W prezencie to mogę zrobić Mamie, Siostrze... Najgorzej jak ktoś nie widzi różnicy pomiędzy np. serwetką szydełkową sprzedawaną w "sklepie chińskim" a taką, na którą ktoś poświęcił sporo pracy...
OdpowiedzUsuńJak ktoś nie widzi różnicy, to rzeczywiście może nie umieć docenić pracy i warto mu to uświadomić. Natomiast jeśli po prostu nie docenia TAKIEJ pracy, to nie musi stawać się posiadaczem rękodzieła. Po prostu, nic na siłę.
UsuńAleż Cie poruszyło:) Zawsze prz zakupie są sprzeczne interesy; sprzedac drogo - kupić tanio. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOczywiście Ludwiko, taka sprzeczność zawsze istnieje, ale są pewne granice. Osobiście nie lubię czuć, że kogoś wykorzystałam, ale nie lubię także czuć się wykorzystywaną.
UsuńMasz rację, oczekiwania innych wobec naszych wyrobów i ich cen zdecydowanie różnią się od naszych. Ktoś, kto nigdy niczego własnoręcznie nie wykonał, nie będzie w stanie docenić ilości pracy, czasu i trudu włożonego w robótkę. Wszechobecna dzisiaj chińszczyzna zupełnie wyparła umiejętności nie tak dawno jeszcze spotykane u większości polskich kobiet, a już na pewno wypaczyła jakiekolwiek pojęcie o wartości wytworów rąk ludzkich. Oczekuje się od nas, żebyśmy swoje prace oddawały niemal za darmo, bo przecież w sklepie można kupić taniej.
OdpowiedzUsuńMożna by pisać do wieczora. To smutne i bardzo niesprawiedliwe. Kiedyś w co drugiej chałupie (albo nawet częściej) stały krosna, kołowrotek, motowidła, każda kobiecina miała druty czy szydełko. Dzisiaj takie rzeczy oglądamy najczęściej w skansenach i kojarzone są z epoką dinozaurów. Ktoś, kto umie się nimi posługiwać jest nazywany artystą (zresztą bardzo słusznie) ale jednocześnie wymaga się od kogoś takiego tempa pracy i cen wyrobów na poziomie fabryki. A gdzie tu możliwości rozwoju, poszerzania horyzontów, nauki nowych technik? Pozostaje nam tylko pasja, baaardzo drogie hobby.
Ale satysfakcji i radości z tworzenia nikt nam nie zabierze! :)
Argument, że można kupić taniej rozkłada mnie na łopatki. Ależ oczywiście, można pewnie zawsze znaleźć coś jeszcze taniej. Ja również oczywiście robiąc codzienne zakupy szukam okazji, sprawdzam różne możliwości. Ale w przypadku rękodzieła to niekoniecznie się sprawdza. Wyroby są różnej jakości i sam fakt tego, że są rękodziełem oczywiście niczego nie przesądza. Te osoby, które tworzą prawdziwe cacuszka często musiały poświęcić sporo czasu na naukę nowych technik, o czym piszesz. Dla mnie również ważna jest moja satysfakcja i niech sobie inni mówią, co chcą.
UsuńMakunko,
OdpowiedzUsuńjestem tego samego zdania, co Pani. A nawet skłaniam się do tego, by wyroby dziewiarskie traktować jak sztukę użytkową i projekty wyceniać jak małe dzieła sztuki. Bo, czy można inaczej?
Oczywiście niektóre dziewiarki, pewnie potrafią coś wytwarzać taśmowo według jednego [nie własnego] wzoru, ja do takich nie należę, najchętniej sama wymyślam wzory i nigdy nie powielam projektów.
Ja również uważam, że w wielu przypadkach zaciera się granica między sztuką użytkową a rękodziełem jako takim. Zgadzam się, że odtwórcza realizacja stworzonych przez inną osobę pomysłów jest radością tworzenia, rękodziełem, natomiast już samodzielne projektowanie i realizacja własnych projektów to coś więcej.
UsuńPrawdziwy to kij w mrowisko... dlatego też nie sprzedaję swoich projektów, nie potrafiłabym ich godnie wycenić, a biorąc pod uwagę zainwestowany czas, wełnę i serce, bo umówmy się, że jak się kocha dziewiarstwo, to się kawał swojego serducha w każdej pracy zostawia, mogłyby razem znacznie zawyżyć cenę i stać się wysoce luksusowym dobrem... z felerami, bo i takie mi się czasem zdarzają ;)
OdpowiedzUsuńAle... podziwiam wszelkie dziewiarki potrafiące się odnaleźć na rynku i szukające klientek za granicą. Trzeba głośno powiedzieć o tym, że nijak nie można porównać swetra/dzianiny wykonanej w rękach przezdolnej dziewiarki z produktem masowym dostępnym w sklepach lub, nawet nie chcę o tym myśleć, w lumpeksach... mam jednak nadzieję, że te panie, głoszące tezę, że jak sweter wykonany ręcznie to taniocha, odchodzą powoli do lamusa i coraz więcej jest tych pań, które chcąc posiadać niepowtarzalną i wyjątkową dzianinę wysokiej klasy, nierzadko autorskiego pomysłu, potrafią docenić trud w nią włożony nagradzając odpowiednią ceną. Ale ja to jestem marzycielka z natury... oby nie tym razem :D
Ściskam i dziękuję za ten tekst, krzepiący i jakże mi bliski!
Asiu, sprzedajesz projekty jako takie :) Nie wytwory bezpośrednio powstałe z Twych zdolnych rąk, ale wytwory powstałe w Twojej pomysłowej główce. Dzięki Tobie inne dziewiarki mogą radośnie tworzyć, kombinować i cieszyć się nowymi rzeczami, bo nie każdy potrafi sam coś wymyślić - nie ma w tym nic złego, ani dziwnego. Nie jesteś marzycielką (no jesteś, ale realnie też umiesz spojrzeć), naprawdę jest sporo osób, które widzą różnicę między produkcją masową a rzeczą wykonaną indywidualnie.
UsuńMogę podzielić się obserwacją jak to wygląda w Niemczech: w sklepach z włóczką zazwyczaj panie ekspedientki dziergają różne wyroby, często na podstawie opisów z katalogów i takie gotowe swetry, skarpetki czy szale również są do kupienia.
OdpowiedzUsuńCeny gotowych wyrobów są wysokie, czasem nawet szokująco wysokie. Znając ceny włóczek można oszacować, ze wartość gotowego wyrobu to plus - minus dwukrotność ceny użytego materiału.
Spotkałam sie z tym w kilku miejscowościach w Niemczech, również w Holandii.
Pozdrawiam
I dzięki tym dziergającym paniom osoby, które dziergać nie potrafią mogą stać się, jeśli chcą i stać je na to, posiadaczami rzeczy robionych ręcznie. Skoro takie rzeczy w tych sklepach są, to chyba jednak ktoś je kupuje. Albo widząc tę szokującą różnicę mogą zapragnąć samodzielnie taką rzecz wykonać i w ten sposób dołączyć do grona pasjonatów i wzbogacić swoje życie o nowe umiejętności.
Usuń"Nie wykonuję prac na zlecenie" - to jest moja odpowiedź na maile pisane do mnie. Ludzie pragną rozmaitych rzeczy zrobionych ręcznie - gorzej z płaceniem. Oj naczytałam się o nieuczciwych zamawiających, którzy po otrzymaniu rękodzieła wymyślali, że nie są zadowoleni, bo nie spełniło ich wyobrażenia, jest za duże, za małe, nie takie itd.
UsuńWiele już zostało powiedziane.
Taki przykład. Kiedyś jakaś pani z raczkującej w Polsce firmy zwróciła się do mnie z propozycją wykonywania swetrów z włóczek wprowadzanych na polski rynek (przy okazji chcieli sprzedawać też gotowe wyroby) i kiedy usłyszałam oferowaną kwotę za wykonanie swetra do pół łydki z wrabianymi wzorami - padłam ze śmiechu. Nie będę Chinką w Polsce i nie będę robić swetra za 50 zł! - tak taka byłą cena. Napisałam tej pani wprost, że oferowana kwota jest żenująca i dla mnie zdecydowanie za mała. Jeszcze nie głoduję, by za takie pieniądze robić swetry ręcznie na zlecenie. Dlatego nie przyjmuję zamówień. Wykonuję dzianiny tylko dla siebie, rodziny i ewentualnie na prezent.
Pozdrawiam
Antonino, doskonale Cię rozumiem, bo ja najczęściej dokładnie takiej odpowiedzi udzielam. Z dokładnie takich samych przyczyn - wiem z doświadczenia, że często wizja zamawiającego mija się z wykonaniem zamówienia i to nie dlatego, że wykonawcy brak umiejętności. Dlatego jeśli już, to prędzej sprzedam rzecz gotową, bo przynajmniej nie ma wątpliwości i dyskusji. Dlatego nie przyjmuję zleceń i robię dla przyjemności :) Dla mnie zdrowiej.
UsuńZ zasady nie robię swetrów na zamówienie - skoro nie mam odpowiednio dużo czasu żeby zrobić wszystkie planowane cudeńka dla siebie i rodziny, to i nikomu innemu robić go nie będę ;) Czasami robię dodatki na zamówienie, ale głównie dla znajomych. Nie zaniżam cen, dlatego też zazwyczaj po podaniu kosztu wykonania chusty/czapki/czegokolwiek rozmowa się urywa :) Zdarza mi się natomiast sprzedawać rzeczy, które zrobiłam w zamyśle dla siebie ale się rozmyśliłam. Albo machnęłam prostą czapkę z zapomnianego motka, żeby zająć czymś ręce przy oglądaniu filmu, kiedy akurat nie mam weny na nic innego.
OdpowiedzUsuńrozumiem dziewiarki, które chcą sprzedażą rękodzieła sobie dorobić. Z całą pewnością oferowane przez nie niskie ceny psują rynek, ale nie emocjonuje mnie ta sprawa, bo bezpośrednio mnie nie dotyka. Największą przyjemność sprawia mi dzierganie dla siebie, rodziny i na prezenty. Czasy sprzedawania rękodzieła obcym ludziom mam już za sobą.
To wymowne milczenie po podaniu ewentualnej ceny jest typowe :)
UsuńTaaak, wtedy z reguły pytam retorycznie: to na ile wycenisz rzecz, której poświęcę (np:) 30 godzin pracy? + materiał za (np:) 100zł??
Usuńpozdrawiam ciepło! :)
No właśnie...
UsuńMakunko, poruszyłaś gorący temat, zresztą omawiany na wielu blogach dziewiarek i za każdym razem budzi on wiele emocji. Sprzedaję od czasu do czasu moje wytwory ( chusty, szale) w galerii internetowej. Wszyscy widzą jaka jest cena. Jeśli wydaje się komuś za wysoka, nie kupuje. Uważam, podobnie jak większość, że należy cenić swoją pracę. Sweter robiony ręcznie jest jedyny i niepowtarzalny, unikatowy, nie spotka się takiego drugiego. Poza tym czas poświęcony na jego wykonanie to nie godzina. czy dwie, a dużo więcej. Nie tak dawno zgłosiła się do mnie koleżanka, która bardzo chciała, abym zrobiła jej sweter z koła. Dzianina spora, miała być z wełny, więc policzyłam razem z materiałem ( w moim mniemaniu bardzo niską cenę, bo bliska koleżanka) 300 zł. Koleżanka obraziła się i stwierdziła, że chcę z niej zedrzeć. Nie, to nie. Dlatego swetry dziergam dla rodziny, dla siebie lub w prezencie. A argument, że taniej można kupić gotowe? OK, można. Kto chce, niech kupuje i nie zawraca głowy dziewiarkom. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFakt, 300 zł za taki sweter nie jest ceną wygórowaną, zwłaszcza że sam materiał to ok. połowy tej ceny... A wiesz jak to często ze znajomymi bywa - dlatego tak jak Ty, wybieram robienie w prezencie jeśli już. Żeby uniknąć zbędnej dyskusji.
UsuńMakunko, obiema rękami się podpisuję pod tym co napisałaś. Robię dla siebie albo na prezent. Korci mnie od czasu do czasu, żeby może zacząć jakieś dorabianie sobie uskutecznić. Ale co się naczytam o wycenianiu rękodzieła, to mi przechodzi. Chyba zostanę przy tym jak tylko przy hobby i przyjemności dziergania. Przykre jest natomiast traktowanie czasu i umiejętności potrzebnych do wykonania cudeniek na drutach jako czegoś, co powstaje "w międzyczasie", czyli generalnie nie ma wartości. Przydałaby się porządna kampania medialna na ten temat.... pozdrawiam Iza
OdpowiedzUsuńMyślę, że kampania medialna to się troszeńkę zaczęła, bo coraz częściej w różnych mediach pokazywane są osoby zajmujące się rękodziełem, w kontekście bardzo pozytywnym i jednocześnie podkreśleniem wartości ich pracy. Niestety tak jak wcześniej pisała Ludwika, to prawa rynku dyktują często ceny i zawsze znajdują się osoby, które za bezcen wykonują tę czy inną pracę. Jeśli są naprawdę przymuszone sytuacją, to jestem to w stanie zrozumieć. Naprawdę. Ja uwielbiam robić na drutach, ale w "międzyczasie", o którym piszesz lubię też inne rzeczy, więc jeśli przyjęłabym zamówienie to z tego "międzyczasu" musiałabym zrezygnować i traktowałabym zlecenie jako pracę. Wniosek prosty dla mnie, za pracę należy się wynagrodzenie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się ze wszystkim co napisałaś Makunko. Byłam ostatnio w niemieckiej pasmanterii , gdzie również sprzedawano rękodzieło . Jednak wycena tegoż wygląda zgoła inaczej niż u nas . Mam wrażenie , że wśród nas Polaków , szczególnie w starszym pokoleniu, wciąż pokutuje przekonanie , że mówić o pieniądzach to wstyd i to nie tylko na polu rękodzielniczym. Pamiętam zaskoczenie jednego z moich poprzednich pracodawców , kiedy bez ogródek podjęłam temat oczekiwań finansowych - minę miał taką , jakby chciał powiedzieć , że to temat , którego nie wypada podejmować :) ( i to jeszcze kobieta aspirująca na techniczne stanowisko - skandal po prostu). Panie , które robią za grosze powinny może pomyśleć , że to czas zabrany np rodzinie? sobie? Nawet jeśli kochamy robić na drutach. Czy jeśli mechanik kocha swoją pracę, to znaczy , że ma naprawiać samochody za darmo? Nie wiem jak Wy , ale ja swój czas cenię . Dlatego nie robię na zamówienie , bo w Polsce jeszcze musi wiele wody w rzekach upłynąć , zanim spojrzenie na wycenę rękodzieła się zmieni :). Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń