Bardzo mi miło, że tak ciepło został przyjęty mój niedziewiarski post o Wenecji. Obiecałam, że pokażę też coś bardziej w przewodniej tematyce bloga. Przyciągały mój wzrok oczywiście przepiękne wystawy sklepów Missoniego, bo uwielbiam jego charakterystyczne wzory. Nie miałam odwagi wchodzić do środka ot tak, żeby sobie pooglądać. Następnym razem to jednak zrobię :), bo niby dlaczego nie. Nawiasem mówiąc oglądałam zdjęcia z ostatnich pokazów tej marki i powiem szczerze - męskie cieniowane swetry cudne!
Kiedy tak sobie spacerowałam wąskimi uliczkami, zauważyłam na jednej z wystaw coś, co przykuło mój wzrok i wywołało pewne zakłopotanie...
Jak widać ceny rękodzieła w Wenecji odbiegają od tych u nas. 69 euro to około 280 zł. U nas za taki zamotek raczej nie ma szans takiej kwoty uzyskać. Niestety.
Tuż obok jednak zobaczyłam coś, co wywołało mój uśmiech :) Nie spodziewałam się napotkać takiego sklepu w Wenecji. Jak widać dziewiarki są wszędzie. Włóczek sporo, w tym wiele takich, które musiały dość długo w sklepie leżeć, bo były np. włóczki nieodżałowanej firmy Grignasco. która nie produkuje już od co najmniej 3 czy 4 lat. Sądzę więc, że włóczki nie są jednak towarem bardzo popularnym w tym mieście.
Oczywiście weszłam do środka, nawiązałam z właścicielką rozmowę, nie była zbyt chętną do rozmowy osobą, choć powiedziałam jej, że prowadzę "taki sam" sklep w Polsce. Ja chyba wykazałabym większe zainteresowanie, gdyby sytuacja była odwrotna. Może to zresztą po prostu bariera językowa. Angielski nie jest moją mocną stroną. Albo miała akurat gorszy dzień, ja też miewam humory :), więc całkowicie rozumiem. Ale generalnie było miło. W sklepie były też gotowe wyroby, niektóre całkiem ładne, ale nie jakieś super oryginalne. Wiadomo, jestem wybredna :) Ceny zarówno wyrobów, jak i włóczek wysokie, trudno się jednak dziwić, bo czynsz w takim miejscu pewnie niski też nie jest.
Sklep, jak poinformowała mnie właścicielka, wysyła też za granicę, więc możecie zobaczyć, co tam ciekawego mają :) Zauważyłam, że chyba niedawno zmienili stronę internetową, nie jest zbyt czytelna i nie widać cen. Może to i dobrze, bo nie widać, za ile kupiłam ten jeden jedyny moteczek na pamiątkę. Podobno kolory były dobierane do kolekcji Missoniego, to mnie przekonało :)
Mam zamiar połączyć go z inną włóczką, bo 200 metrów to nie za wiele. Chciałam jednak bardzo jaką włóczkę kupić, mimo odstraszającej ceny :) Swoją drogą to chyba nie jestem normalna, mieć pod bokiem codziennie tyle tego, a jeszcze przywozić z wycieczki... Cóż, nałóg :)
Mam zamiar połączyć go z inną włóczką, bo 200 metrów to nie za wiele. Chciałam jednak bardzo jaką włóczkę kupić, mimo odstraszającej ceny :) Swoją drogą to chyba nie jestem normalna, mieć pod bokiem codziennie tyle tego, a jeszcze przywozić z wycieczki... Cóż, nałóg :)
Niestety, w polskich realiach trudno otrzymać godziwą zapłatę za rękodzieło.
OdpowiedzUsuńTak, to stale powracający temat.
UsuńNo to masz mnie na sumieniu:) Rozchorowałam się:):):) Cudne te moteczki:) Acha i z całą stanowczością zaprzeczam jakobyś była nienormalna! To zupełnie normalne, że drutoholiczka przywozi motki z każdego zakątka świata, hahaha, BEZ WZGLĘDU NA CENĘ:) A swoją drogą ten wybrany przez Ciebie jest czarujący i aż mnie skręca z ciekawości co z niego wykombinujesz:):):) Podziwiam Twoją powściągliwość bo ja w takich wypadkach wydaję bez opamiętania, a dokładnie wszystko co mam w portfelu, ratuje mnie jedynie brak możliwości płacenia kartą co niestety ( ze zgubą dla mnie) jest coraz rzadsze:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Nie choruj! Jedź na wycieczkę, pakuj włóczkę w teczkę :)
UsuńDroga Makunko,
OdpowiedzUsuńsmialam sie czytajac twoj pierwszy odcinek o Wenecji, znam ten sklep, tez w nim bylam.
Nie jest on przypadkowo kolo tych schodöw, na twoim ostatnim zdjeciu?
Ta pani jest chyba w kazdym jezyku nie za bardzo serdeczna- zainteresowana klientem.
Möwi tez bardzo dobrze innym jezykiem, bo duzo lat mieszkala w kraju, gdzie ja tez mieszkam
i jej bylo duzo wspölnych tematöw oprucz wlöczek, a jej "humor" tez nie byl lepszy!!!
i ja MUSIALAM tez jeden moteczek kupic, majac w zapasie tyle welny, ze jej chyba do konca zycia nie przerobie!
I co.... moteczek lezy nie przerobiony, ale jestem pelna radosci, biorac go do reki ....
bo...z Wenecji, jaki ladny...
Jak maly jest ten swiat..
Pa! serdecznie
Maya
Sklepik przy schodach, faktycznie. Myślę zresztą, że to jedyny taki sklep w Wenecji. Pocieszyłaś mnie, że nie tylko ja jestem taka niepoprawna i nie mogę się opanować w tego typu sklepach :) Mój moteczek czeka, ale myślę, że już niedługo.
UsuńPozdrawiam i ja :)
Tak ceny wyrobów handmade w Polsce to totalna porażka 😁 może z biegiem lat coś się zmieni. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzy kwotach jakie proponuje się za rękodzieło, to długa droga przed nami. Ale może kiedyś?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa też musiałam kupić włóczkę i szkicowniki w Japonii, chociaż zapasów motków w domu miałam kilka pudeł (a i szkicowniki też da się kupić)! *^V^* Nałóg twórczy, nic na to nie poradzimy i nawet nie ma co z tym walczyć. ^^*~~
OdpowiedzUsuńBo to najlepsze pamiątki są, nie jakieś durnostojki, ale rzeczy, które się lubi, używa itd. Ja nie walczę :)
Usuń