poniedziałek, 19 września 2016

Z wizytą u św. Jakuba

Szybenik piękny. Szkoda wielka, że miałam na niego bardzo mało czasu, bo raptem dwie godziny. Tyle można stać przy kei miejskiej bez wnoszenia opłaty. Później już płaci się jak za całą dobę, a my nie mieliśmy zamiaru tam nocować. A opłaty tego typu nie są wcale małe, im większa łódź tym większe.


Wystroiłam się więc w nowy szal, bo moim zamiarem - oprócz oczywistego, czyli zwiedzania - było zrobienie zdjęć na bloga :) Można uznać za pewnego rodzaju poświęcenie owijanie wokół szyi szala, który ma w swoim składzie wełnę, ale czegóż się nie robi.

Bardzo chciałam zobaczyć katedrę św. Jakuba jako jeden z najważniejszych zabytków nie tylko w Szybeniku, ale i całej Chorwacji. Niestety aktualnie jest remontowana, ale nie odmówiłam sobie przyjemności wejścia także do środka. No i podziwiałam słynne rzeźby głów mieszkańców sprzed 500 lat, umieszczone na zewnątrz. Jest ich 71. Cieszę się, że je zobaczyłam. Mam w domu kopię jednej z nich, dostałam ją od przyjaciółki, która w Chorwacji była już nawet nie wiem ile razy :) Ale tej głowy akurat nie znalazłam.


Moje wprawne oko, które zawsze i wszędzie widzi wyroby ręcznie stworzone, na straganach z pamiątkami wypatrzyło takie oto maskotki:


A jeśli podoba się Wam szal, to garść informacji na jego temat - zrobiony z włóczki Taiyo Lace Noro, na drutach bambusowych ChiaGoo w rozmiarze 3. Wzór to jeden z wariantów chevrona, który bardzo lubię w każdym wydaniu.

niedziela, 11 września 2016

Krka

Dalszy ciąg moich wielkich wakacji, niecierpliwym nie polecam. Po dwóch tygodniach od powrotu widzę, jak szybko się zapomina wiele szczegółów, więc chcę to samej sobie udokumentować. Nie, nie tłumaczę się z tego, co umieszczam na własnym blogu :) To jeszcze nie koniec chorwackich wspomnień :)

Kolejny nocleg w małej zatoczce, wieczorem małe piwo i bladym świtem pobudka i wypłynięcie. A na morzu pogoda bywa zmienna.



Widoki fantastyczne, ale w końcu też trochę powiało, popadało i morze nam pokazało, że nie zawsze jest błękitne :)

Kolejnym etapem podróży były wodospady Krka. Najpierw było szybkie tankowanie i rzut oka na Szybenik, który zwiedziliśmy później, więc i później będzie krótka relacja.  Zaprezentuję też w końcu jakiś udzierg, więc kto zagląda tu wyłącznie z dziewiarskiej ciekawości, w końcu się doczeka :) Tankowanie przy nadbrzeżu było również dla mnie ekscytujące, bo nigdy wcześniej w takim manewrze nie uczestniczyłam.


Udało się bez problemów i popłynęliśmy do miasteczka Skradin. Miasteczko polubiłam od pierwszego wejrzenia. Śliczna i bardzo malowniczo położona marina. Było bardzo nastrojowo szczególnie wieczorem, bo akurat tej nocy była pełnia księżyca, a w knajpce na nadbrzeżu kwartecik grał całkiem nieźle standardy jazzowe.


Ale zanim zapadł wieczór udaliśmy się na wycieczkę w celu zobaczenia słynnych wodospadów. Nam nie chciało się czekać w bardzo długiej kolejce na prom, więc wypożyczyliśmy rowery i tak właśnie udaliśmy się do oddalonego o jakieś 4 km od miasteczka parku narodowego. Była to doskonała decyzja, bo nie dość, że zażyliśmy trochę ruchu, to jeszcze otoczenie było przepiękne. Można się było w każdej chwili zatrzymać i podziwiać naprawdę piękne widoki. No i droga był zacieniona, więc w końcu nie smażyliśmy się na słońcu :)




A teraz o celu... Chyba nie ma sensu mówić, że wodospady są zjawiskowe. To po prostu cud natury, wart z pewnością zobaczenia, chociaż... W pierwszym momencie zwątpiłam, gdy zobaczyłam tłumy turystów, którzy przybyli tam po to samo, co i ja niestety. Dramat. Kłębiąca się kolejka do kładki, którą wchodzi się z kąpieliska do parku. 


Staliśmy tam w strasznym ścisku chyba z 20 minut. Naprawdę odbiera to, przynajmniej mi, ochotę na zwiedzanie. Marek mnie uprzedzał, ale po pierwsze mu trochę nie wierzyłam, bo on ogólnie nie lubi zwiedzać i myślałam, że przesadza, a po drugie sam stwierdził, że teraz było gorzej, niż kiedy on tam był kilkanaście lat temu. Jednak jakoś przez to przebrnęliśmy. Mimo wszystko udało mi się zauważyć piękno, jakie mnie otaczało, choć chwilami miałam szczerą ochotę stamtąd uciec.



Uwielbiam to zdjęcie! wyglądam jakbym stała przed fototapetą :)




Moja rada dla tych, co chcą porozkoszować się pięknem wodospadów Krka - nie płynąć promem tylko wypożyczyć rower i celować ze zwiedzaniem tak, by być po odpłynięciu ostatniego promu. Kiedy ja poszłam poszwędać się po miasteczku, Marek jeszcze raz wrócił rowerem do wodospadów i opowiadał, że koło 18 nie było tam już prawie wcale ludzi i było świetnie. Sam park jest czynny do godziny 20, a bilet kosztuje 150 kun.


Na stronie parku narodowego można zobaczyć prezentację panoramiczną, ale moim zdaniem nie oddaje ona w pełni urody tego miejsca. Za to nie ma na zdjęciach tych tłumów!

Miasteczko wieczorem było naprawdę urokliwe, zabłądzić w nim raczej nie można, bo to dosłownie kilka ulic na krzyż.





wtorek, 6 września 2016

Stworzone z łez, gwiazd i oddechu...

Następny nocleg był w miejscowości Brbinj - konia z rzędem temu, kto jest w stanie to wymówić! To malutka miejscowość, do której można dopłynąć promem. Wieczorem poszliśmy tam na krótki spacer i piwo (głównie po to, by skorzystać z WiFi...), a rano kupiliśmy u jednego z mieszkańców świeżutkie ryby i wino :)



Celem podróży kolejnego dnia był archipelag Kornati. Po drodze zatrzymaliśmy się w małej miejscowości Sali, gdzie nabraliśmy wody  pitnej na jacht (była dość droga i okropnie niesmaczna) oraz zrobiliśmy drobne zakupy. Miasteczka nadmorskie są do siebie podobne :)




Stamtąd popłynęliśmy na Kornati czyli największe skupisko wysp na Adriatyku, a jednocześnie podobno jeden z najpiękniejszych archipelagów na całym Morzu Śródziemnym. Nie umiem tego porównać z innymi, bo innych jeszcze nie widziałam. Cały archipelag i utworzony tam w 1980 roku park narodowy swoją nazwę zawdzięczają największej wyspie. Kornati robi wrażenie. Na początku jest sporo łódek i turystów, ale później płynie się już w niewielkim gronie, praktycznie cały dzień między wyspami spalonymi słońcem i właściwie pozbawionymi roślin. Wyczytałam gdzieś, że poza gadami, gryzoniami i owadami występuje tam jeszcze jedno zwierzę - kuna :) A ja lubię kuny! Kto wie dlaczego, ręka do góry! W kilku dosłownie miejscach są jakieś ludzkie zabudowania, ale wyspy te są można powiedzieć bezludne. Podobno stałych mieszkańców można policzyć na palcach jednej ręki. Tych, którzy spędzają tu wakacje jest oczywiście więcej. Gdzieniegdzie widać kamienne płoty, które oddzielają istniejące tu kiedyś pastwiska. Ponieważ, jak wspomniałam wcześniej jest to park narodowy, nie można cumować gdzie się chce, ani korzystać w inny sposób bez stosownych zezwoleń. Podobnie jest z nurkowaniem, a o wędkowaniu można raczej zapomnieć, choć podobno ryb tu obfitość.
Przepiękny jest tutaj kolor morza. Kontrastuje ze stromymi, kamienistymi zboczami wysp i widok ten jest naprawdę wspaniały. I tak przez 35 km...











Za możliwość samego przepłynięcia przez Kornati się nie płaci, natomiast za postój już tak. My płynęliśmy przez całą długość archipelagu. Z tego, co się zorientowałam, są organizowane np. z Zadaru wycieczki na Kornati. Wycieczka taka trwa ok. 10 godzin, kosztuje ok 200-250 kun. Żeby było jasne, wycieczki takie nie obejmują całego archipelagu, a jedynie początek wyspy Kornati i park krajobrazowy Telasćica na Dugi Otok. Myślę, że nawet taki niewielki fragment warto zobaczyć. W programie takiej wycieczki są również postoje. My nie zatrzymywaliśmy się, jako że za możliwość samego przepłynięcia przez Kornati się nie płaci, natomiast za postój już tak. A prawdę mówiąc nie bardzo nam podobał się także pomysł wychodzenia na brzeg przy tej temperaturze. Za to przepłynęliśmy przez całą długość archipelagu. Poniżej mapka z naszą trasą.


Bernard Shaw podziwiał to miejsce i napisał o archipelagu Kornati "W ostatnim dniu stworzenia Bóg pragnął ukoronować swoją pracę, dlatego z łez, gwiazd i oddechu stworzył Kornati".

piątek, 2 września 2016

Pierwsza wyspa

Pierwsza trasa naszego rejsu doprowadziła nas na wyspę Susak.



Jak ją nazywaliśmy, można sobie dopowiedzieć :) Dopłynęliśmy do przepięknej, małej zatoczki, w której cumowały już dwa inne jachty. Na jachtach generalnie nudyści, my pozostaliśmy jednak tekstylnymi.



To była pierwsza nasza noc spędzona poza mariną. Sporo czasu zajęło nam porządne zamocowanie kotwicy, z którą było coś nie tak - to właśnie jedna z usterek jachtu :( Akurat ta usterka utrudniała nam życie kilkakrotnie. Sama zatoczka była niezwykle malownicza. Jeszcze tego samego wieczoru oczywiście kąpaliśmy się w morzu. Pożyczyłam od syna maskę i fajkę, więc mogłam trochę pooglądać podwodny świat, bo woda była krystalicznie przejrzysta. Pływaliśmy aż do zachodu słońca.


Rano popłynęliśmy pontonem na kamienisty brzeg. Nasze cienie odbijały się na dnie morza i to było naprawdę piękne.  Nigdzie później woda nie była aż taka. Oczywiście znowu się kąpaliśmy. Pływając pod wodą karmiliśmy piękne ryby, które dosłownie podpływały nam do rąk. Fantastyczne! Niezapomniany widok.


Po zboczach nie bardzo można było wejść wyżej, bo nie dość że były naprawdę strome, to jeszcze porośnięte gęsto roślinami, które przypominały mi bambusy.




Wyspa jest niewielka, zamieszkana przez niecałe 200 mieszkańców. Nie zwiedzaliśmy miasteczka, bo leży ono z drugiej strony wyspy, widzieliśmy je tylko z pokładu.



Mogłam się gapić i gapić w tę wodę...




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Etykiety

alize flower alpaca alpaka Alta moda Alpaca Lana Grossa komin otulacz Aniversario Artesano audiobook Ayatori bamboo fine bambus Batik bawełna bawełna anilux bawełna turkusowy beret biżuteria Boo Knits bouclé Bransoletka Caprice bransoletki z koralików bransoletki z koralików Toho Bretania Brushed Lace Candombe cascade yarns Cereza champagne chevron chiagoo Chorwacja chusta na drutach chusta na szydełku Cleopatra Wrap color affection czapka czapka na drutach Czesław Miłosz delicious delight dodatki na drutach dodatki na szydełku donegal Dream team dreiklang drops Drutozlot druty e-dziewiarka Ella Elton entrelac extra klasse fair island Feng Shui filigran Zitron Filisilk frędzle ginkgo granny square greina Hania Maciejewska himalaya kasmir Impressionist Sky islandzkie swetry lopi Jaipur Hat jedwab bourette jedwab traumseide jedwabny sweter Justyna Lorkowska kardigan Karkonosze kaszmir kelebek bawełna motylek kid seta Gepard Kid Silk kiddy's mohair ISPE kitchener Knit Pro Knitting for Olive kocyk dla dziecka kolczyki kolczyki rivoli Swarovski kolory Koniec świata kot książki lace Lace Lux Lana Grossa Lanesplitter skirt Lang Yarns len letni sweter na drutach loden macooncolor Malabrigo Manos Marte Matisse Blue mechita merino Merino 400 Lace Color merino sweter szary męski sweter mille colori baby mille colori big missoni mohair Mohair by Canard mural Muzyka narzęzia nauka Normandia Noro Ochre organico Out of Darkness Pan tu nie stał panda Pat Metheny patina Persia Pięćdziesiąt twarzy Greya Piosenka o końcu świata piórkowy sweter Playa podróże Pokoje pod Modrzewiem powidła Praga próbka przelicznik jednostek przepisy przędzenie rękawy Rios Riva rivoli rzędy skrócone seidenstrasse shadow wraps skarpetki na drutach sklep Makunki Sock sock Malabrigo soft bamboo Solare Mondial spotkania dziewiarek spódnica na drutach storczyki Storm street chic surf Swarovski sweet dreams sweter na drutach sweter na drutach z mohairu Szal Citron szal estoński szal na drutach Szklarska Poręba Szklarska Poręba Karkonosze sznurek bawełniany sznury szydełkowo-koralikowe szydełko szydełko tunezyjskie Światowy Dzień Dziergania w Miejscach Publicznych techniki Toho triologie Turner tutorial tweed Twins Campolmi Vaa wakacje wełna Wenecja Whales Road Wilno włóczka na szal włóczka ręcznie farbowana wnętrza Wrocław wykończenia zagroda zamówienie Zapach Trzcin ZickZack zitron

Translate