Od kiedy zaczęłam szperać w internecie w poszukiwaniu wzorów, technik itd. związanych z dzianiem (śmieszne słowo...), mam poczucie, że moje umiejętności robótkowe są małe. A niedawno wydawało mi się (o ja naiwna!), że sobie radzę.
Dziś opadła mi szczęka, jak zobaczyłam Tinkusiowy sweterek, wydziergany pracowicie misternym żakardem, a później (o zgrozo!) rozcięty... i dokończony. I udało się! Jest śliczny. A ja wprawdzie widziałam taki sposób wykańczania przez cięcie, to nawet nie próbuję mu się nadto przypatrywać, bo nerwy nie dałyby rady.
Póki co odkrywam te wszelkie sposoby dziergania od dołu (stosunkowo mało skomplikowane z raglanem), od góry ( z raglanem też nie trudno), dorabiania rękawów od góry (niech to szlag trafi!), robienia okrągłych karczków (jest jakaś zasada?) itp.
Poza tym po obejrzeniu miliona wzorów już wiem, że bardzo podobają mi się ażury i są wyzwaniem, ale chyba pozostaną u mnie tylko w szalach, bo w ubraniach lubię jednak prostotę i umiar.
Muszę się jeszcze dużo nauczyć, więc zdjęć dziś nie wklejam, żeby się nie czerwienić ze wstydu, jaka ze mnie marna dziewiarka. Walczę aktualnie z bardzo prostą bawełnianą bluzeczką, którą pruję już chyba trzeci raz, bo mi się zachciało nowych technik uczyć...
Ja też myślałam, że to co umiem to już bardzo dużo jak na kilkuletnią dziewiarkę a po przewertowaniu stron robótkowych i blogów innych dziewiarek okazało się że do pięt im niedorastam ;) ale się nie poddaje ;)
OdpowiedzUsuńI słusznie, ćwiczenia czynią mistrza!
Usuń