sobota, 29 kwietnia 2017

Po poście prawie o karnawale

Zapraszam dzisiaj na subiektywną wycieczkę do Wenecji :) Do spisania moich wspomnień zbierałam się już długo. Wiele rzeczy mi po prostu umyka, a tego nie chcę. Piszę, żeby mieć pamiątkę, a może też komuś się przyda. Post baaaardzo długi, więc nie wiem, czy ktoś wytrzyma do końca :) Niedługo sezon urlopowy, a długi weekend już trwa, więc może zachęcę do wyjazdu, bo to łatwiejsze i dostępniejsze, niż się spodziewałam. To fantastyczne, że dzięki tanim liniom lotniczym można zrealizować marzenia, nie nadszarpując zbytnio budżetu domowego :) Lot tańszy niż podróż samochodem do np. Krakowa czy Warszawy. Nocleg też można w sensownej cenie znaleźć, zwłaszcza jeśli nie ma się wygórowanych wymagań - a ja nie mam. Ta podróż była o tyle niezwykła, że pojechałam... sama. Miałam jechać z Knitologiem, ale w ostatniej chwili plany się zmieniły, cóż siła wyższa. Z pewnością jeszcze gdzieś pojedziemy razem. Może nawet do Wenecji, bo się w niej po prostu zakochałam.

Nocowałam pod Wenecją, więc do miasta musiałam dojeżdżać autobusem, niecałe pół godziny. Jechało się drogą o wdzięcznej nazwie Via della Liberta. To jedyne połączenie Wenecji ze stałym lądem, droga ta liczy sobie niecałe 4 kilometry, jest stosunkowo wąska, chyba czteropasmowa. Zabawne uczucie jechać tak, mając z dwóch stron pojazdu widok na wodę.

Pierwszego dnia mimo dość późnej już pory, obleciałam okolicę, żeby zrobić pierwsze rozpoznanie terenu, kupić bilet trzydniowy na wszystkie środki lokomocji czyli tramwaje wodne zwane vaporetto i autobusy. Taki bilet, choć nie tani - 40 Euro, opłaca się jednak najbardziej, bo pozwala szybko i bezproblemowo przemieszczać się, a dzięki temu można naprawdę dużo, nawet w ciągu trzech dni zobaczyć. Zaraz po wyjściu z autobusu, po przejściu pierwszego mostu, moim oczom ukazał się taki widok! Już się cieszyłam :)




Tego wieczoru przeszłam się wzdłuż Canal di Cannaregio, oczywiście mniejszego niż słynny, główny Canal Grande, znajdującego się w części nieco mniej uczęszczanej przez turystów. Wszystkiego byłam ciekawa, wszystko mnie urzekało, ale zapadał już zmierzch i nie zapuszczałam się samotnie w wąskie uliczki, bo po prostu się bałam. To akurat minus samotnego zwiedzania. Zdjęcia też trochę już ciemne, ale przynajmniej oddają według mnie klimat.










Kolejnego dnia, uzbrojona w bilet na fascynujące mnie tramwaje wodne oraz oczywiście aparat fotograficzny, powstrzymałam się od udania się w tzw. w te pędy do najbardziej oczywiście uczęszczanego Placu św. Marka. Popłynęłam najpierw niezbyt chyba typowo na Lido. Nic ciekawego tam nie było, ale za to apetyt wzrósł, kiedy tak płynęłam i z wody patrzyłam na brzeg płynąc słynnym Canal Grande i podziwiając wszystko wokół. A płynie się całkiem długo, bo ten kanał ma ok. 4 km. Wzdłuż kanału zbudowane są najpiękniejsze weneckie pałace, bo to jakby główna arteria miejska, a więc lokalizacja prestiżowa. Ciekawiło mnie wszystko! Zdjęć mam oczywiście mnóstwo, ale tak sobie pomyślałam, że zdjęcia głównych zabytków można zobaczyć wszędzie, a ja zwracałam uwagę na takie zwykłe rzeczy i te wydają mi się również ciekawe. Bo właściwie wcześniej nie zastanawiałam się, jak funkcjonuje takie dziwne miasto, zbudowane "na wodzie", w którym nie jeżdżą samochody, a jednak miasto musi funkcjonować nie tylko dla turystów, ale dla mieszkańców przede wszystkim.
Transport to głównie, tak jak pisałam wcześniej vaporetto, kursują często, bardzo sprawnie się nimi można przemieszczać, korzystają z nich zarówno turyści, jak i mieszkańcy. Cała masa ludzi tam jednak po prostu pracuje i ruch innych łodzi po kanałach jest naprawdę spory, choć ich prędkość ograniczona.

Przy brzegach kanałów oraz przy wielu pałacach parkują prywatne łodzie.



Pewnie nikt nie myśli o tym, jak wywozi się śmieci. Nawiasem mówiąc zwróciłam uwagę na kompletny brak koszy na śmieci. To pewien problem, bo naprawdę nie ma gdzie wyrzucić zwykłej pustej butelki po wodzie czy np. niedopałka papierosa. Ja nosiłam śmieci ze sobą, ale wiele osób zostawia śmieci gdzie popadnie. Mam wrażenie, że także mieszkańcy zostawiali czasami worki ze śmieciami w wąskich uliczkach, bo wieczorem widać było takich kwiatków sporo. Pewnie wywóz śmieci jest po prostu drogi. Może brak kubłów jest związany z jakimiś obawami o bezpieczeństwo? Nie wiem, ale to było dziwne i dość nieprzyjemne. A śmieci wywozi się tak:

Dość skomplikowane jest też zapewne przeprowadzanie remontów. Trzeba dostarczyć materiały budowlane, ale także czasami ciężki sprzęt. To zapewne niezłe wyzwanie dla fachowców!





 W tym magicznym mieście ludzie się przeprowadzają


biorą śluby


ale i umierają. 


Cmentarz znajduje się na wyspie San Michele, przepływałam koło niego płynąc na Murano. Nie wysiadłam, żeby zwiedzić, nadrobię następnym razem. Został utworzony na zlecenie Napoleona, oczywiście ma dość ograniczone miejsca, ale pochowanych jest tam sporo znanych ludzi. Zwróciłam uwagę, że jest rozbudowywany poprzez tworzenie dodatkowego gruntu zagarniętego morzu.




Widziałam kurierów dostarczających na łodziach przesyłki i myślałam, jak skomplikowane mają zadanie, zwłaszcza, że w Wenecji jest dodatkowo niezwykle skomplikowana numeracja domów. To cały system i historia! Nawet nie podejmuję się mędrkować na ten temat, ale zachęcam do drążenia  i poznania tematu. W każdym razie nie ma czegoś takiego, jak prosta nazwa ulicy i oczywista dla większości ludzi rzecz, że koło numeru np. 2 jest 3 albo 4. O nie! To zupełnie inny świat i inna logika. Na potrzeby turystów najbardziej uczęszczane szlaki są jednak dość (podkreślam dość) dobrze oznakowane, więc mając choć podstawową mapkę w ręku można zwiedzać :)

Wbrew pozorom te budynki nie są zdecydowanie blisko siebie
W Wenecji jest jakaś niepoliczalna ilość sklepów, sklepików, małych, dużych, znanych i anonimowych, luksusowych i handlujących po prostu niestety chińszczyzną. 






Czy zastanawialiście się jak dostarczany jest tam towar? Widziałam taką dostawę - nie dość, że nie można podjechać pod sam sklep samochodem, tylko trzeba tam dopchać lub dociągnąć wózek, to jeszcze trzeba pokonać często wiele mostów i schodów, na których w dodatku kłębią się często turyści. Oczywiście niektórym goszczącym w Wenecji turystom ludzie pracujący przeszkadzają, naprawdę widziałam, jak jakaś pani ofuknęła przepychającego się przez tłumy człowieka, bo ten jej zasygnalizował, żeby się przesunęła i zrobiła mu przejście.






Włócząc się po Wenecji trafiłam też do sklepiku, który pewnie dziewiarki zaciekawi. Napiszę jeszcze troszkę o tym, co mi się w tym naprawdę magicznym mieście podobało. Chcecie?





niedziela, 2 kwietnia 2017

Szaro, ale nie buro

Trochę już się zaczynam opanowywać i przyszedł w końcu czas, żebym powróciła do mojego normalnego życia. Od tak dawna nic nie pokazywałam, nie pisałam, że trudno mi teraz zacząć. Cały czas jednak moje ręce są zajęte, skończyłam kilka rzeczy, które zaczęłam wieki temu, ale zrobiłam też całkiem nowe, bo nie mogłam się oprzeć urodzie włóczek. Tych zresztą trochę w moich zbiorach przybyło... Nie potrafię się powstrzymać i zawsze się na coś skuszę.

Po szydełko sięgałam w ostatnich latach stosunkowo rzadko, choć kiedyś było moim ulubieńcem. Mam na swoim koncie nawet sporych rozmiarów obrus, aż dziwne, że się nim jeszcze nie pochwaliłam! Szydełko ma tę przewagę nad drutami, że można je praktycznie zawsze ze sobą zabrać. No może nie jeśli robimy firankę 200x140 cm.


Właśnie dlatego, że szydełko mogłam wziąć ze sobą zawsze, a w dodatku to, co robiłam nie wymagało specjalnie uwagi, zrobiłam chustę, o której od dawna marzyłam. Od dawna, tz. od kiedy zobaczyłam ją kiedyś u mojej mistrzyni, czyli Migdał. Okazało się zresztą, że to najprostszy z możliwych wzór, którym już kiedyś chustę robiłam, tyle że ze zdecydowanie grubszej włóczki. Poprzednią możecie zobaczyć tutaj KLIK. Tym razem wykorzystać chciałam różne zalegające mi resztki włóczki typu lace, ale chciałam, żeby było w popielach, więc jednak nie obeszło się bez zakupów :)


Zaczęłam ją robić właściwie wtedy, gdy mój Tato zaczął chorować i spędzałam sporo czasu w poczekalniach lekarskich, a później po prostu przy nim. Skończyłam właściwie w tym samym czasie, kiedy ta opieka już też się zakończyła. Chyba będzie to taka rzecz, z którą trudno mi się będzie rozstać. Uwielbiam ją, choć wiele rządków przypomina mi trudne chwile. Robiłam w tym czasie także sweterek z pięknego Sock Malabrigo, leży skończony, ale jakoś ciągle nie wykończony, bo przywołuje mi przykre chwile. Musi jeszcze poczekać. Pewnie to, co piszę wydać się może jakieś egzaltowane albo pompatyczne, ale tak to czuję, więc tak piszę.

Wszystkim dziękuję za skierowane do mnie słowa, zarówno tutaj, jak i w realu. Rozmawiałam z wieloma osobami i naprawdę rozmowy te były dla mnie dużym wsparciem. Dzieliliście się ze mną także swoimi doświadczeniami w takich sytuacjach i obraz, który mi się narysował niestety nie jest krzepiący. Mam tu na myśli tzw. domy opieki. Okazuje się, że moje przejścia wcale nie są odosobnione i jednocześnie brakuje kompletnie źródeł, z których można czerpać wiedzę na ten temat. Są tylko ogólniki, albo wylewanie żalu bez konkretów. Nie wiem, czy ludzie boją się poruszać ten temat, czy jest im on obojętny. Mnie te wszystkie przejścia w ostatnich miesiącach naprawdę bardzo dużo kosztowały nerwów i mam nadzieję, że przynajmniej to, co napisałam trafiło do kilku osób, którym w jakiś sposób naświetli problem. Dostałam od Was prywatne wiadomości, co potwierdza, że wpis był przydatny. Po ilości odsłon widzę także, że trafił nie tylko do stałych czytelników, zainteresowanych przede wszystkim moją pasją dziewiarską.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Etykiety

alize flower alpaca alpaka Alta moda Alpaca Lana Grossa komin otulacz Aniversario Artesano audiobook Ayatori bamboo fine bambus Batik bawełna bawełna anilux bawełna turkusowy beret biżuteria Boo Knits bouclé Bransoletka Caprice bransoletki z koralików bransoletki z koralików Toho Bretania Brushed Lace Candombe cascade yarns Cereza champagne chevron chiagoo Chorwacja chusta na drutach chusta na szydełku Cleopatra Wrap color affection czapka czapka na drutach Czesław Miłosz delicious delight dodatki na drutach dodatki na szydełku donegal Dream team dreiklang drops Drutozlot druty e-dziewiarka Ella Elton entrelac extra klasse fair island Feng Shui filigran Zitron Filisilk frędzle ginkgo granny square greina Hania Maciejewska himalaya kasmir Impressionist Sky islandzkie swetry lopi Jaipur Hat jedwab bourette jedwab traumseide jedwabny sweter Justyna Lorkowska kardigan Karkonosze kaszmir kelebek bawełna motylek kid seta Gepard Kid Silk kiddy's mohair ISPE kitchener Knit Pro Knitting for Olive kocyk dla dziecka kolczyki kolczyki rivoli Swarovski kolory Koniec świata kot książki lace Lace Lux Lana Grossa Lanesplitter skirt Lang Yarns len letni sweter na drutach loden macooncolor Malabrigo Manos Marte Matisse Blue mechita merino Merino 400 Lace Color merino sweter szary męski sweter mille colori baby mille colori big missoni mohair Mohair by Canard mural Muzyka narzęzia nauka Normandia Noro Ochre organico Out of Darkness Pan tu nie stał panda Pat Metheny patina Persia Pięćdziesiąt twarzy Greya Piosenka o końcu świata piórkowy sweter Playa podróże Pokoje pod Modrzewiem powidła Praga próbka przelicznik jednostek przepisy przędzenie rękawy Rios Riva rivoli rzędy skrócone seidenstrasse shadow wraps skarpetki na drutach sklep Makunki Sock sock Malabrigo soft bamboo Solare Mondial spotkania dziewiarek spódnica na drutach storczyki Storm street chic surf Swarovski sweet dreams sweter na drutach sweter na drutach z mohairu Szal Citron szal estoński szal na drutach Szklarska Poręba Szklarska Poręba Karkonosze sznurek bawełniany sznury szydełkowo-koralikowe szydełko szydełko tunezyjskie Światowy Dzień Dziergania w Miejscach Publicznych techniki Toho triologie Turner tutorial tweed Twins Campolmi Vaa wakacje wełna Wenecja Whales Road Wilno włóczka na szal włóczka ręcznie farbowana wnętrza Wrocław wykończenia zagroda zamówienie Zapach Trzcin ZickZack zitron

Translate